środa, 17 sierpnia 2016

Tales of Xillia 2


Właściwie ta gra powinna się nazywać „Recykling”, ponieważ nowa fabuła usprawiedliwia sprzedanie niemal dokładnie tego samego produktu - ten sam świat i starzy bohaterowie w nowych kostiumach to zwykła wymówka, którą twórcy chętnie osłonili własne lenistwo.

To oczywiste, że jeżeli akcja rozgrywa się już w znanym świecie, muszą się pojawić miejsca dawno już zbadane. Ale dla twórców oznacza to prymitywne nadpisywanie nowych elementów na starej grze – potwory, mapy, nawet bossowie, ponad 90 % zawartości to pierwsza Xillia, nietknięta żadnym objawem twórczego rozwoju. Nie ma żadnego powodu, by nie dać graczom kompletnie nowych miejscówek uzasadnionych fabułą…  prócz tego, że po prostu nie chce się w to inwestować czasu i pieniędzy. Tak więc dostajemy wszystko, co już znaliśmy, a jedynym bodźcem każącym nam przemierzać dany obszar jest właściwie kaprys twórców. Tak jest na przykład z lasem, do którego idziemy… bo ratujący świat bohaterowie chcieli sobie zrobić wycieczkę na łono natury.

Chyba najbardziej zauważalną zmianą było przesunięcie faceta drącego się: „Mutton! Fresh mutton!” z głównej linii dźwięku w tło odgłosów i miejskiego gwaru. Co za postęp! Szefostwo nie zarządziło jednak naprawy żenującego wyskakiwania elementów otoczenia tuż przed nosem gracza, co ustawicznie zdarza się w miastach. Kiedy biegnie się do gościa przydzielającego side-questy, potrzeba nieraz i kilku dobrych sekund, by on sam się załadował. W pewnym miejscu wydaje się, że z niewiadomych przyczyn pośrodku drogi pojawia się niewidzialna ściana, ale nie – po dłuższej chwili okazuje się, że stoi tam konny powóz, który ładuje się najtoporniej ze wszystkich rzeczy. Po co szanować graczy i poprawiać takie wpadki? Niech się głupki cieszą, że w ogóle dostają nowego protagonistę i jego historyjkę.

Fabuła zawiera liczne nieścisłości i przemilczenia, zaś konstrukcja świata jest zwyczajnie absurdalna: duchy zarządzające światem i zmechanizowanym systemem reinkarnacji nie wiedzą nic o ludziach, którzy co rusz ich zaskakują – ani słowa, kto stworzył ludzi, system i przydzielił duchom zadania – bo tak! Chociaż tworzą się alternatywne światy, które mamy niszczyć, bolejąc nad ich zagładą, nie wiadomo, na jakiej zasadzie istnieją ich mieszkańcy i w jaki sposób tworzone są nowe dusze, obciążające system. Nikt nic nie wie, czeski film, ale twórcy nie będą sobie tym przecież zaprzątać głowy! Najgorzej, że narracja skupia się na rzeczach błahych i nieistotnych, depcząc cały teoretyczny dramat wielkimi buciorami. Akcenty historii są źle rozłożone, a jakiś tam potencjał pomysłu pozostaje niewykorzystany. Teoretycznie bohater powinien chcieć bronić pewnej małej dziewczynki ponad wszystko, lecz zawiązywanie się więzi między nim a nią nie jest ani trochę przekonywające. Dlaczego miałby wybrać ją zamiast własnej córki, o której wie, że narodzi się w przyszłości, pozostaje kompletną tajemnicą. Inną kwestią jest braterska miłość, która w założeniu powinna być osią dramatu i rozwijać historię dzięki traceniu zaufania, rywalizacji, odkrywaniu tajemnicy i miłości, która prowadzi do oddania życia. W rezultacie mamy tylko nieciekawe spotkania, nudne dialogi i wpatrywanie się sobie w oczy. Sprawy nie poprawia fakt, że główny bohater został pozbawiony głosu (odblokowujemy go dopiero po ukończeniu gry!), przez co jego reakcje sprowadzają się do irytujących i przesadnie odegranych sapnięć, okrzyków, zbyt głośnych stęknięć i mało subtelnych pomruków. Dno.

Twórcy obiecywali, że w fabule istotną rolę odgrywać będzie wola gracza. Co jakiś czas dostajemy do wyboru dwie opcje dialogowe, które teoretycznie powinny prowadzić do różnych rozwiązań. W praktyce już na początku przekonujemy się, że system wyborów to w rzeczywistości pic na wodę. Uratować kobietę przed potworem czy pozwolić, by zrobił to nasz braciszek? Nie ma to najmniejszego znaczenia, rozwiązanie jest jedno i to samo. Owszem, czasem rezultatem są inne reakcje towarzyszącej nam drużyny (m.in. przez konkretne odpowiedzi budujemy z nimi więź, co przekłada się na odblokowywanie nowych „skilli” w walce), ale  w ogólnym rezultacie nie decydujemy o niczym (pomijając wybór zakończenia, którego i tak dokonuje się po ostatnim bossie). Żeby chociaż istniało w tych dialogach jakieś napięcie emocjonalne! W jednym z najbardziej dramatycznych momentów, jakim jest pojedynek na śmierć i życie ze swym bratem, nasz wybór sprowadza się do pytania retorycznego: „Czy nie ma innej drogi?” i drugiego: „Dlaczego to jest konieczne?”, na które otrzymujemy tak satysfakcjonującą odpowiedź jak: „W sumie nie wiem”.

Osobną żenadą jest system spłacania kredytu bankowego. W każdym rozdziale bank domaga się od bohatera określonej sumy pieniędzy. Jeżeli ich nie zbierzemy, fabuła nie ruszy do przodu. Co prawda zebranie funduszy nie jest specjalne trudne, jako że dostajemy pieniądze za każdy side-quest, znajdujemy je w niemal każdej miejscówce, otrzymujemy po walkach i dzięki zniszczeniu alternatywnych wymiarów w opcjonalnych rozdziałach poświęconych bohaterom z drużyny, to jednak zawieszanie historii ratowania świata, bo nie oddaliśmy haraczu, jest – delikatnie mówiąc – słabe. To chyba również jeden z najbardziej płytkich pomysłów na sztuczne wydłużanie rozgrywki, jaki widziałam. Zwłaszcza, że spłacenie całego długu w ogóle nie jest wymagane, a nagrodą dla tych, którzy zdecydują się uciułać całą ogromną sumę, jest dodatkowe zakończenie, które przez niektórych graczy zostało ocenione jako niesmaczny, a wręcz obrzydliwy żart. Z przykrością dołączam się do tych głosów.

Z jednej strony gra jest tak prosta, że trudno się przy niej zmęczyć albo nawet porządnie zirytować, z drugiej przez większą część czasu ciułamy złoto, by opłacić banksterów i przejść do kolejnego rozdziału nie do końca przemyślanej, nienajlepiej przeprowadzonej historii. Choć system walki jest mocno złożony, po pierwszej Xilli nie chciało mi się go w ogóle tykać, zaś rozwój zdolności znanych jako „artes” stał się tak nieczytelny i niewygodny, że odpuściłam go sobie całkowicie. Co w niczym – i to chyba najgorzej o nim świadczy -  nie utrudniło mi przejścia gry.

Właściwie jedynym dużym plusem jest to, że dzięki fabule całość jest mimo wszystko znośniejsza niż pierwsza Xilllia.


Ocena: 5=/10