Muszę przyznać, że nie ucieszyłam się, gdy po raz pierwszy
usłyszałam o pracach nad „Professor Layton VS Phoenix Wright: Ace Attorney”.
Dlaczego? Głównie z powodu Laytona – wszystkie fabuły w jego grach są tak
niewyobrażalnie naciągane, że jego przygody zamiast bawić, irytowały i to
srodze. Tutaj, niestety, historia się powtarza – mamy krainę z czarami i
wiedźmami. Jaki z tego wniosek? Layton dowiedzie, że czarów nie ma, ale
wyjaśnienie, które nam zaserwuje, będzie takie, że magia i smoki wydadzą się
przy nim po stokroć o wiele bardziej racjonalne.
Pierwszym problemem jest więc historia – raz, że nadzwyczaj
wymyślna i bzdurna, jak to u Laytona (choć i tak dużo lepsza niż w poprzednich
grach o profesorze), dwa – marnująca cały potencjał, jaki dawało zetknięcie
dwóch uniwersów. Wydawało się bowiem, że gra przeznaczona jest dla fanów
przynajmniej jednej ze sławnych serii, tymczasem producenci dosłownie wyjęli
Laytona, Luke’a, Mayę i Phoenixa z ich własnych światów i wrzucili do
kompletnie nowej, pseudośredniowiecznej krainy. Tym samym Edgeworth, Gumshoe i
cała masa innych postaci z obu serii po prostu zniknęła, a gra zrodzona z
rzekomej popularności obu marek zwrócona jest do zupełnie nowego kręgu
odbiorców. Jedno wielkie nieporozumienie! Co gorsza, nowe ważne postacie, jak
dwójka inkwizytorów, są papierowe i doszczętnie pozbawione osobowości, zaś
najważniejsza osóbka w historii, rzekoma wiedźma, Espella, to tak urocze,
potulne dziewczątko (bueeee!), że ledwie zaczynając grę, możemy mieć pewność,
że jej niewinność okaże się ultraniewinnością, bo jakakolwiek skaza na podobnym
aniołeczku nie przeszłaby scenarzyście przez myśl. Okropność!
Drugi problem to fakt, że gra jest zbyt prosta (kolejne ukłony
w stronę nowicjuszy). Jak bowiem inaczej wytłumaczyć, że z zaskakująco małej
liczby łamigłówek lwia ich część jest niemal żenująco prosta, zaś fragmenty
sądowe, same w sobie dość banalne, są dodatkowo uproszczone dzięki możliwości
użycia „hint coins”, za które nabywamy podpowiedzi?
A zatem główne zarzuty to: niepotrzebne wyrwanie bohaterów z
ich uniwersów, zbytnia prostota rozgrywki tudzież nadmierna głupota
fabularna. Osobną sprawą jest sam scenariusz, za sprawą którego kilkugodzinna
rozgrywka zostaje rozciągnięta do dwudziestu godzin lania wody i ględzenia o
niczym, przez co gracz zostaje sprowadzony do roli czytelnika, i to niezbyt
bystrego, któremu czasem daje się rozwiązać jakąś banalną łamigłówkę albo
pokazać dowód w sądzie.
Najprościej można by powiedzieć, że dzieła Level 5 i Capcomu
zwyczajnie ze sobą nie współgrają. Layton to liczne zagadki wplecione w
nadmiernie udziwnione historie typu chora dziewczynka przyjaźni się z
dinozaurem z jeziora a gazowe opary spowodowały, że wszyscy widzieliśmy piękne
miasto (pomocy!). Tymczasem Ace Attorney to bardzo dynamiczne historie o
mordercach, psychopatach i traumach podane z koniecznym przerysowaniem, które w
połączeniu z humorem i patosem silnie działają na emocje odbiorcy. Aby to jakoś
połączyć musieliśmy mieć całkowicie niewiarygodną historię Laytona i dynamiczną
batalię sądową Phoenixa z grą o najwyższą stawkę, co niestety wyszło równie
wdzięcznie jak sklejenie dwóch nieprzystających kawałków puzzli taśmą. W
dodatku produkcji nie kierowano do doświadczonych graczy, ale do kompletnych
świeżaków, przez co ci, którzy zaliczyli po parę pozycji z obu serii, mogą czuć
się traktowani jak idioci. W rezultacie otrzymujemy Laytonowską historię, ale
właściwie bez łamigłówek, i niezwykle rozwodniony dynamizm i emocje z sądu
Phoenixa.
Skłamałabym jednak twierdząc, że gra jest zupełnie do niczego i
nie da się z niej czerpać jakiejś przyjemności. Nie, to nieprawda – pod
względem audiowizualnym prezentuje się bardzo dobrze (chociaż nie ma po co
włączać efektu 3D), a przegadana historia ma swoje przebłyski. Niemniej jako
wielka fanka serii Ace Attorney nie potrafię nie czuć rozgoryczenia. Ani to gra
dla wiernych fanów, ani zwyczajnie dobry Phoenix, ani nawet nie – ze względu na
obecność naprawdę miernych zagadek – dający się zdzierżyć Layton.
Ocena: 5/10
Plusy:
- strona audiowizualna
- drobne przebłyski fabularne
Minusy:
- żenująco łatwe zagadki
- masa papierowych postaci bez charakteru (z inkwizytorami na
czele)
- niewiarygodnie naciągana historia z lukami logicznymi
- przegadana i niepotrzebnie rozwleczona fabuła