Sigma budzi się zamknięty w windzie. Znajduje w niej dziwną
maszynerię, sejf oraz białowłosą dziewczynę, która zna jego imię, choć sama nie
wie skąd. Na małym ekranie panelu przy drzwiach pojawia się królik, który
informuje ich, że mają jedynie kilka minut, by znaleźć kod do sejfu, co
umożliwi im ucieczkę z windy, zanim ta spadnie. Kiedy wreszcie udaje im się
wydostać na zewnątrz, do pomieszczenia przypominającego magazyn, dwójka
bohaterów odkrywa, że poza nimi znajduje się tam jeszcze siedem innych osób,
każda z dziwną bransoletą na dłoni. Na jednej ze ścian zostaje wyświetlony
obraz królika, który zaprasza ich do tajemniczej gry, Nonary Game, w której
nagrodą będzie możliwość opuszczenia miejsca rozgrywki, co dla przegranych
oznaczać będzie dozgonne uwięzienie. Odmowa udziału nie wchodzi w rachubę.
„Zero Escape: Virtue's Last Reward” to kontyuacja przygodówki
“999 – 9 hours, 9 persons, 9 doors” (wydanej na DS-a). Chociaż pojawiają się
postacie występujące w poprzedniej odsłonie serii, jej znajomość nie jest
niezbędna, by rozpocząć zabawę z sequelem. Gra zasadniczo dzieli się na dwie
części – część „novel”, w której możemy jedynie biernie śledzić wydarzenia
rozgrywające się między bohaterami (od czasu do czasu decydując o tym, w które
drzwi chcemy wejść), oraz część „escape”, w której naszym zadaniem jest
rozwiązać znajdujące się w danym pomieszczeniu zagadki, dzięki którym otwieramy
sejfy i uzyskujemy dostęp do kolejnych pokoi.
Poziom trudności zagadek jest zróżnicowany – od banalnie
prostych po wymagających dłuższego namysłu (i kilku obliczeń). Niestety,
generalnie rzecz ujmując, zagadki są raczej nudne – polegają na ważeniu
przedmiotów, rozpracowywaniu diagramu żywieniowego i kalendarza, przekręcaniu
wajch w odpowiednim kierunku – tego typu wyświechtane „klasyki”...
Lwią część gry stanowi jednak historia (tytuł można skończyć w
ok. 30 godzin) i relacje między bohaterami. Można powiedzieć, że gra ma 22
zakończenia, ALE nie jest to do końca prawda. Nie idzie tu bowiem o różne
sposoby przejścia jednego tytułu skutkujące odmiennymi zakończeniami ani o
gromadzenie informacji z różnych wersji historii, które uzupełniają całościowy
obraz o dodatkowe dane, ale o alternatywne wersje historii tworzące jedną
właściwą historię. Innymi słowy – nie przechodzimy gry na kilka różnych
wariantów, ale KAŻDY wariant dodaje się do pozostałych, tworząc właściwą opowieść. Gracz ma dostęp do diagramu ukazującego różne drogi wyborów, po których może się przemieszczać, odblokowując nowe zdarzenia wraz z postępem fabuły i ich alternatywne rozwiązania. Z czego nie trudno wywnioskować, że mamy tu do czynienia z opowieścią science-fiction
z raczej małym naciskiem na „science”, a z dużym na dziwaczną atmosferę.
Niestety, dziewięć postaci, których losy śledzimy, jest
irytujących w swoim zachowaniu i... wyglądzie (Tajna agentka chodzi z
praktycznie nagim biustem, a wszyscy uważają to za normalne! I ja mam na
poważnie traktować takie postaci?!) Są stereotypowe, nazbyt „mangowe”,
przewidywalne i nudne. Do tego żadna z nich praktycznie się nie zmienia i nie
objawia nowego oblicza – łagodna i miła dziewczyna pozostaje łagodna i miła (aż
do niemożliwości!), zdradliwy palant pozostaje zdradliwym palantem, tyle. W
fabule, która opiera się na budowaniu zaufania i traceniu go, na obietnicach i
zdradach, niedopuszczalny jest podobny brak całkowitego zaskoczenia (nie wspominając o tym, że twisty fabularne są bardzo źle rozpisane - o każdym dowiadujemy się z dużym wyprzedzeniem). Do
tego ilość pomysłów, które zostają wrzucone do jednego worka, działa raczej
odpychająco... dopóki nie uświadomimy sobie, że jest to celowe złamanie reguł
ustanowionych przez pewnego pisarza, którego jednak nie wymienię, by nie
spoilerować. Ale nawet wtedy pojawiają się problemy – postaci potrafią
zachowywać się zupełnie idiotycznie, pojawiają się też wątki, które po tylu
dekadach istnienia fantastyki naukowej powinny być – w imię przyzwoitości! Ileż
można wałkować wciąż to samo! – zarzucone, zaś ogólny pomysł jest mocno
naciągany i miejscami solidnie niespójny.
Słabe punkty pozbawionej niespodzianek historii wzmagają się przez irytujące
zakończenie, które można streścić mniej więcej tak: „Po co ci szczegóły
interesujących wątków? Kup następną grę! Przynajmniej ze dwie rzeczy wtedy ci
wyjaśnimy!”.
O animacji i muzyce nie da się powiedzieć wiele więcej poza
tym, że stoją na zadawalającym poziomie, ale żadne nie wywiera jakiegoś
szczególnego wrażenia. Gra ma oryginalny japoński dubbing, co jest dużym
plusem. Minusem jest za to wstawianie przekleństw w angielskim tłumaczeniu,
tam, gdzie ich nie ma w oryginale – nie rozumiem z czego wynikała ta wybiórcza
wulgaryzacja.
Fani przygodówek i „play-novel” na pewno dadzą się ponieść
narracji i chętnie zabiorą się za rozwiązywanie zagadek. Niech jednak baczą, by
nie zawyżać swych oczekiwań – w ogólnym rozrachunku tytuł pozostawia po sobie
wrażenie niespełnionych nadziei.
Ocena: 6=/10
Plusy:
+ historia potrafi wciągnąć
+ japoński dubbing
Minusy:
- fabuła jest mimo wszystko naciągana i momentami zwyczajnie absurdalna, a parę pytań
pozostaje bez odpowiedzi
- papierowe postaci
- nudnawe zagadki
- zakończenie krzyczące „kup trzecią część serii!!!”