Składające się z pięciu epizodów "The Walking Dead"
sprzedawane jest jako przygodówka, chociaż tak właściwie jest to raczej
interaktywny serial oparty na budowaniu relacji między bohaterami, desperacko usiłującymi przetrwać
w świecie opanowanym przez zombie. Całość praktycznie opiera się na wybieraniu
linii dialogowych. Czasem pojawi się jakaś zagadka do rozwiązania, ale są one z
reguły tak nieliczne i tak dziecinnie proste, że lepiej zbyć je milczeniem.
Przyznam, że gra mnie rozczarowała. Już pominę nawet to, że nie
stanowi ona żadnego wyzwania i faktycznie mało jest właściwej gry w tej
video-opowieści, ale sama historia działała mi z lekka na nerwy. Czemu? Postaci
i fabuła są tak przewidywalne, że momentami chce się aż krzyczeć – niemal mają
one wypisane na czołach, kto i w jakiej kolejności zginie. Najwięcej miejsca,
jak to w horrorach bywa, zajmują kłótnie i skakanie sobie nawzajem do gardeł.
Szkoda tylko, że brak tu atmosfery zagrożenia, no i... samych zombiaków.
Najczęściej pojawiają się w fabule wielką hordą w najmniej odpowiednim momencie
– przez większą cześć czasu jest jednak tak spokojnie, że rzeczywiście bohaterom nie pozostaje nic innego, niż gryźć się z resztą ocaleńców i rozdrapywać rany. Jest
raczej nudno, gdy powinno być strasznie.
Do wad doliczyć należy przycinającą się co jakiś czas animację
i w sumie niemal żaden wpływ wyborów gracza na główną linię fabularną. Tę drugą
informację czerpię prosto z sieci – niestety, gra, choć potrafi momentami wciągnąć, jest
na tyle przegadana i pozbawiona dreszczyku emocji, że zwyczajnie nie chce mi
się jej przechodzić po raz drugi i samej przekonywać się o tym.
Chociaż wiedziałam, że „The Walking Dead” lepiej traktować jako
„konsolowy serial” niż grę, to jednak opowiedziana historia nie spełniła
pokładanych w niej oczekiwań – dłużyzny, brak zaskoczeń i nieco naciągany twist
przy samym końcu opowieści, na pewno nie pomogły tytułowi w udźwignięciu tak małej
ilości gry w tych prawie 15 spędzonych z nim godzinach.
Ocena: 6=/10