„Deadly Premonition” ma wszystko, za co należałoby skrytykować
słabą czy też niewykończoną grę, a zatem: toporne sterowanie, idiotyczną mapę,
brak możliwości strzelania/przeładowywania i jednoczesnego poruszania się, słabą
grafikę (niektóre tekstury drapią po oczach jak papier ścierny!), kiepski model
jazdy (i nieprzyzwoicie ślamazarne pojazdy – na szczęście, można opcjonalnie
zdobyć radio, które umożliwia przemieszczanie się z miejsca na miejsce) i dość
biedne miejscówki, które wydają się często pustawymi labiryntami nudnych pokoi,
oraz – co tu ukrywać – wyjątkowo małą ilość grozy w tym horrorze. Osobne cięgi
należą się twórcom za tylko jeden save slot – to powinno być karalne! Chyba
tylko do muzyki nie mam większych zastrzeżeń, choć - jeżeli idzie o dźwięk –
nic mnie tak nie irytowało, jak ustawiczne zawodzenia nieumarłych, zaś ilość
utworów jest zdecydowanie zbyt mała w stosunku do długości gry.
Czy DP może się zatem komukolwiek podobać? Owszem, pod
warunkiem, że lubisz horrory, filmy klasy B (zwłaszcza o najeźdźcach z kosmosu),
atmosferę a’la „Strefa Mroku” i ogólną dziwaczność charakterystyczną dla
pewnych dzieł grozy. Historia opowiedziana w grze potrafi wciągnąć, a
miasteczko przywodzące na myśl serial „Twin Peaks” zdobyło tytułowi grono
wiernych fanów.
Nie oszukujmy się jednak, DP to gra kiepska, nawet w wersji
fabularnej. Zaczyna się rytualnym morderstwem, dalej mamy transformację
otoczenia w inny wymiar (z wyjącymi nieumarłymi i wielkimi dobermanami
spadającymi z nieba), mordercę z siekierą i agenta FBI, na którym takie rzeczy
nie wywierają zbytniego wrażenia, a który konsultuje wszystko ze swoim
wymyślonym przyjacielem. Miłośnika dziwaczności narracja wciągnie raz dwa.
Niestety, trudno tu o zaskakujące rozwiązania i nieprzewidywalne zwroty akcji,
zaś końcówka tej miejscami całkiem nastrojowej historii to już totalny „Resident
Evil” ze zmutowanym bossem większym niż budynek (o rany...). Doskwiera też rażący brak
logiki w zachowaniach wielu bohaterów, który nie ma nic wspólnego z dziwacznością
opowieści, a zdradza jedynie kompletny brak pomyślunku twórców.
Trzeba również przestrzec, że tytuł ma pewien glitch, który
może spowodować zniknięcie ważnego przedmiotu z inwentarza przy załadowaniu
gry, przez co niemożliwe staje się ukończenie tytułu. Rozwiązaniem jest
przechodzenie każdego rozdziału bez przerwy, aż do jego końca.
Przyznaję, że za podły glitch, jeden save i niedopracowane
sterowanie (darujmy sobie brzydotę), ocena powinna być znacznie niższa. Chociaż
nic mnie w fabule nie zaskoczyło, a historia okazała się dość przewidywalna,
to jednak grze udało się wyrwać mi ok.
20 godzin z życia i – mimo potrzeby przymykania oka nie wiele aspektów
rozgrywki i fabuły – wciągnąć mnie w opowieść. Ci, którzy nie lubią dziwacznych historii, mogą spokojnie odjąć sobie dwa oczka od oceny.