czwartek, 14 kwietnia 2011

The Secret of Monkey Island: Special Edition


Notka dotyczy wersji na Playstation3!

“The Secret of Monkey Island: Special Edition” to reaktywowana wersja klasycznej przygodówki ze studia LucasArts. Do starego systemu rozgrywki, fabuły i rozwiązań dodano nową oprawę audiowizualną – całkowicie zmieniono grafikę, nagrano pełny voice-acting. Czy te zmiany wyszły wielbionemu przez wielu tytułowi na dobre?

Nigdy nie dane był mi zagrać w oryginalną serię o przygodach Guybrusha Threepwooda, dlatego bardzo ucieszyłam się, że wreszcie będę mogła przejść grę, o której nasłuchałam się już wielu peanów. Szczególnie ucieszyło mnie to, że wersja Special Edition pozwala na przełączanie się między nową wersją gry, a wersją oryginalną. Choć z jednej strony jest to rozwiązanie rewelacyjne, to jednak gdy steruje się joypadem a nie myszką, granie w starą wersję z wybieraniem poleceń znajdujących się pod głównym ekranem jest praktycznie wykluczone.

Sterowanie joypadem nie sprawdza się w przygodówkach point’n’click. Jest zbyt wolne i zbyt niedokładne. I choć trzeba twórcom oddać sprawiedliwość, że rozmieszczenie komend jest dość łatwe do zapamiętania i wykonania (mimo że często palec omyka się na „krzyżaku”, niepostrzeżenie zmieniając komendę), to jednak zganić ich należy za zbyt małe dostosowanie rozgrywki do tego właśnie rodzaju sterowania.

Najbardziej przeszkadzał mi w tej grze fakt, że czasami nie wiadomo, gdzie właściwie można iść dalej – miejscówki ani w starej, ani w nowej wersji jednoznacznie nie wskazują, czy na krawędzi ekranu znajduje się coś jeszcze, czy już nie. Czasem okazuje się, że tak, czasem, że nie – na dwoje babka wróżyła. Nie cierpię korzystać z poradników do gier, lubię sama rozwiązywać zagadki, ale przy takiej konstrukcji miejscówek, musiałam się uciekać do poradnika ze dwa, czy trzy razy, nie z powodu braku rozwiązania, a z powodu nieświadomości, że mogę jeszcze tam gdzieś wejść, czy przejść. Chodziło na przykład o malutkie punkciki na mapie, które uaktywniały się dopiero, gdy precyzyjnie wskazało się je kursorem. I być może przy graniu myszką nie byłoby z tym kłopotu, natomiast przy sterowaniu joypadem o dużej precyzji takiego drobnego „celowniczka” nie może być mowy i stąd moje nieświadome omijanie pewnych punktów i frustracja z powodu wynikającego z tego impasu – denerwowałam się, że nie mogę trafić na żadne rozwiązanie, podczas gdy okazywało się, że po prostu nie zwiedziłam wszystkiego, co się dało.

Nie tylko te elementy wykonania zawiodły. Dźwięk z nowej wersji próbuje się na początku każdej wypowiedzi przebić do części starej (jeżeli mamy ją włączoną), co powoduje nieprzyjemne zgrzyty w uszach gracza. Czasami wypowiedź gwałtownie się wycisza, a gra potrafi potężnie zwolnić na chwilę czy dwie (w moim przypadku dwukrotnie bardzo brzydko mi się zawiesiła, wymuszając na konsoli samoczynny restart). Zawodzi nowa oprawa graficzna. Można znaleźć niedoróbki (szumiąca woda w starej wersji to rozpaćkana plama w nowej, prostokąt błękitu na niebie wgryzający się w chmury), projekty bohaterów w większości przypadków są zwyczajnie brzydkie (stojący na wprost nas Guybrush z wytrzeszczonymi przez cały czas oczami przeraża mnie!), nie wspominając nawet o planszach z wizerunkami postaci, które zdradzają kompletnie bezguście osób je zatwierdzających. 



Piękne i realistyczne twarze znane z oryginału zastąpione zostały kreskówkowymi maszkarami, na które ciężko patrzeć bez skrzywienia (polecam sprawdzić na własną rękę twarz jednookiego pirata z baru Scumm: w oryginale wcale przystojna i niepokojąca, w nowej wersji po prostu paskudna, nic więcej).

Mimo tych niedogodności w „The Secret of Monkey Island” nie wypada nie zagrać. Gra jest dowcipna, sympatyczna i autentycznie wciąga. Piracki pojedynek na obelgi i gumowy kurczak z kółkiem między nogami (!) pozostaną na zawsze w pamięci tego, kto zdecyduje się sięgnąć po ten tytuł.

Ocena: 8=/10