Bardzo lubię gry z gatunku „match 3” (połącz 3 jednakowe elementy), dlatego ucieszyłam się, gdy pewne pismo dołączyło swego kolejnego numeru pełną wersję „Skarbów Atlantydy”. Cierpliwie pokonywałam liczne plansze tytułu, bardziej z braku laku niż ze szczerej ochoty, nieświadoma jeszcze wówczas, że w sieci czekają na mnie o wiele lepsze gry tego typu – i to całkowicie za darmo.
Gra nie robi najgorszego wrażenia, ale kamienie, które musimy łączyć, są surowe i dość brzydkie w wykonaniu. Przesuwanie po nich kursorem powoduje niepotrzebne rozbłyski, samo prawidłowe połączenie wyzwala zaś nieprzyjemny dźwięk tłuczonego szkła. Muzyka ogranicza się do jednego, zapętlonego utworu, który po pewnym czasie zwyczajnie męczy.
Gra ma trzy poziomy trudności i grając na „normalnym” rzeczywiście uświadczyłam wyraźnego wzrostu trudności wraz z postępami w grze. Lubię wyzwania, ale przedostatni (sądząc po mapce) poziom to zwyczajnie niedopracowanie i łatwy sposób na wprowadzenie kogoś we frustrację i zniechęcenie. Mamy tam zbyt wiele elementów do odblokowania (określone grupy kamieni muszą być połączone w ściśle określonych miejscach) przy zbyt małej ilości czasu. Próbowałam po wielokroć, kilkakrotnie pozostając jedynie z jednym, jedynym elementem do zniszczenia, ale i tak nie dawałam rady zmieścić się w zbyt szybko uciekającym czasie. Nie twierdzę, że ta plansza jest niemożliwa do przejścia, ale potrzeba tu o wiele więcej szczęścia niż spostrzegawczości, by trafić na dość dobre ułożenie kamieni. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak to musi wyglądać na jeszcze wyższym poziomie trudności!
W „Skarby Atlantydy” da się zagrać – nie jest to zatem jakaś nie działająca, czy szczególnie odpychająca gra. Ale przegrywa ona w starciu z darmową konkurencją.
Ocena: 5/10