piątek, 25 marca 2011

Black Mirror





„Black Mirror” to jedna z lepszych gier z uwielbianego przeze mnie gatunku „poin’t & click adventure”. Niezwykle przyjemna w odbiorze, z dobrze wykreowanym, przekonującym nastrojem i klasyczną prostotą rozgrywki stanowi ona obowiązkową pozycję dla wszystkich fanów staroszkolnych, klikanych przygodówek.


 Oprawa audiowizualna jest wspaniała – nie chodzi tu tylko o więcej niż zadawalającą jakość wykonania otoczenia i bohaterów, ale też o nastrój, jaki zawarto w poszczególnych, cieszących oko miejscówkach, które należy pochwalić za dużą dozę artystycznego wdzięku, świetne dobranie kolorów i świateł oraz za ściśle praktyczne ich rozplanowanie. Muzyka i dźwięki doskonale komponują się z ponurym, acz przesyconym głębokimi barwami światem opowieści. Angielscy gracze narzekali co prawda na „voive acting”, ale to tylko dlatego, że z pewnością nie mieli styczności z koszmarnymi polskimi dubbingami (vide: „Tajne Akta Tunguska”, na ten przykład). Nie jest źle.

Sama rozgrywka to klasyczne klikanie po otoczeniu celem zdobycia informacji, rozmawianie z postaciami (w tym samym celu) i zbieranie przedmiotów, które pomogą nam w rozwiązywaniu zagadek. Te są... dobre. Nie nazwę ich w żadnym razie rewelacyjnymi ani odkrywczymi, ale przynajmniej nie frustrują i nie są zupełnie oderwane od zasad logiki i zdrowego rozsądku, jak to się czasem zdarza w grach.

Wadą jest to, że trzeba się w tej grze sporo nabiegać. Bohater nie weźmie młotka, póki nie będzie mu potrzebny – jakież to życiowe! – co skutkuje tym, że często wracamy po wielokroć do tych samych lokacji, biegając z jednego krańca miasta na drugi, wciąż i wciąż od nowa.

Zdarzają się też sytuacje, w których postaci nakazują naszemu bohaterowi, by przyszedł do nich później. O dziwo, mają one miejsce wtedy, gdy bohater nie ma nic innego do roboty, tak więc jedyne, co graczowi pozostaje, to wałęsać się bez celu przez kilka minut po lokacjach, po których i tak dość się nabiegał.

Przedstawiona historia jest bardzo wciągająca, jednakże pogrąża ją zbyt wiele nieścisłości, niekonsekwencji i fabularnych dziur, z których największa to kompletnie niewyjaśnione morderstwo, od którego cała przesycona grozą historia się zaczyna (rzekomy „sprawca-odpowiedzialny-za-wszystko” ma solidne alibi). Trudno też wyjaśnić zupełnie irracjonalne motywy, które stoją się postępowaniem naszego bohatera, szczególnie w ostatniej fazie gry.

„Black Mirror” to świetna przygodówka i grało mi się w nią bardzo przyjemnie, ale pewnie uciążliwości rozgrywki oraz zupełnie nieprzemyślana, niedopracowana fabuła nie pozwalają mi wystawić lepszej oceny.

Ocena: 7/10

Uwaga – w tej grze można zginąć! Jest też jeden, jedyny moment, w którym możliwe jest całkowite zablokowanie dalszej rozgrywki! Dlatego doradzam częste i gęste zapisywanie.