Gry takie jak „Folklore” potrafią wbić ćwieka – człowiek nie
wie bowiem, czy bardziej taką grę lubi, czy też nie lubi. Każdy aspekt, który
mógłby się podobać, jednocześnie zawiera w sobie poważną wadę. Oto przykład –
mamy dwie naprawdę fajnie zaprojektowane postaci. A więc plus. Jednak musimy
przejść nimi dokładnie te same poziomy i pokonać tych samych bossów. I w tym
momencie zachodzi wątpliwość, czy minus nie okazał się być czasem cięższy od
plusa, słowem – czy wady nie przeważają nad zaletami.
Cały myk w „Folklore” polega na chwytaniu magicznych stworków
zwanych folkami, które przypisujemy następnie pod cztery główne przyciski na padzie,
wykorzystując moce stworków do walki. Taki np. gremlin to zwykły cios, ale gremlin z
karabinem maszynowym (!) to już seria pocisków, gryf to podmuch wiatru, zaś
wielka ryba to strumień wody, itd. Folków jest znacznie mniej niż pokemonów,
ale i tak dosyć, by do woli testować różne kombinacje, zwłaszcza, że potworki
te są zwykle podatne na pewne ataki (np. na ogień), zaś odporne na inne, co
zmusza gracza do ciągłej zmiany ustawień. Każda z dwóch postaci (grę musimy
przejść obojgiem) posługuje się folkami w nieco odmienny sposób, a niektóre ze
stworków dostępne są jedynie dla jednego bohatera (np. dziewczyna w ogóle nie
może posiąść folków walczących za pomocą lodu).
Walki, stanowiące esencję owego tytułu z gatunku akcji, są bardzo dynamiczne i
wymagają nieco sprytu, cierpliwości i rozwagi – atakując „huzia na juzia”,
bardzo łatwo możemy stracić życie, co oznaczać może konieczność powtarzania
dłuższego etapu od ostatniego zapisu. Nie ma mowy o nadmiernej frustracji, chociaż niektórzy
przeciwnicy potrafią zaleźć za skórę (walka z Brigantią jest stanowczo za
długa!). System potyczek wykorzystuje również odpowiednie manewrowanie sixaxisem (stanowi
to element przechwytywania folka), co oznacza, że można się sporo namachać
łapami, potrząsając padem z góry na dół, czy machając z rozmachem z lewa na
prawo. I wszystko jak dotąd bardzo pięknie, więc ja się pytam – kto wpadł na
ten idiotyczny pomysł, by kazać nam przechodzić grę dwukrotnie?
Dobrze, folki są co najmniej interesujące, otoczenie przyjemne
dla oka, grafika i animacja niemal bez zarzutu, a muzyka wcale nieźle komponuje
się z całością, ale... Ale gra opiera się na pseudo-komiksowych wstawkach
opowiadających (bardzo naciąganą) historię pewnej tajemniczej wioski, toczeniu
walk w sztywnych „rynnach”, które prowadzą nas jak po nitce do kolejnego bossa, i okolicznościowym szukaniu jakiegoś przedmiotu w samej wiosce. Podwójna dawka
owej monotonnej rutyny ciasnych rynien i raczej nędznych dialogów - pomimo
wciągających i efektownych walk - potrafi solidnie znużyć. Na domiar złego
opowiedziana historia ma raczej mierną narrację, a zakończenie łatwo
przewidzieć. Dlaczego więc taka ocena?
Sam pomysł na rozgrywkę i ogólna koncepcja artystyczna
wyróżniają się zdecydowanie na plus. Do tego walki potrafią dostarczyć frajdy.
Szkoda jednak, że zamiast postarać się o większą różnorodność przedstawionego
świata, zainwestowano w zbyt dotkliwą liniowość i domniemaną dużą dozę cierpliwości potencjalnego
nabywcy gry. Przez owo niefortunne połączenie dobrego pomysłu z tanim
rozwiązaniem, „Folklore” wyrobił sobie opinię gry niszowej - mającej swój urok,
ale i rażącej ograniczeniami.
Ocena: 7=/10
Plusy:
+ oprawa audiowizualna
+ koncepcja artystyczna
+ dynamiczne walki
Minusy:
- ograniczenia i konieczność przechodzenia dwukrotnie tego
samego
- naciągana historia, dialogi