piątek, 28 września 2012

Folklore



Gry takie jak „Folklore” potrafią wbić ćwieka – człowiek nie wie bowiem, czy bardziej taką grę lubi, czy też nie lubi. Każdy aspekt, który mógłby się podobać, jednocześnie zawiera w sobie poważną wadę. Oto przykład – mamy dwie naprawdę fajnie zaprojektowane postaci. A więc plus. Jednak musimy przejść nimi dokładnie te same poziomy i pokonać tych samych bossów. I w tym momencie zachodzi wątpliwość, czy minus nie okazał się być czasem cięższy od plusa, słowem – czy wady nie przeważają nad zaletami.

Cały myk w „Folklore” polega na chwytaniu magicznych stworków zwanych folkami, które przypisujemy następnie pod cztery główne przyciski na padzie, wykorzystując moce stworków do walki. Taki np. gremlin to zwykły cios, ale gremlin z karabinem maszynowym (!) to już seria pocisków, gryf to podmuch wiatru, zaś wielka ryba to strumień wody, itd. Folków jest znacznie mniej niż pokemonów, ale i tak dosyć, by do woli testować różne kombinacje, zwłaszcza, że potworki te są zwykle podatne na pewne ataki (np. na ogień), zaś odporne na inne, co zmusza gracza do ciągłej zmiany ustawień. Każda z dwóch postaci (grę musimy przejść obojgiem) posługuje się folkami w nieco odmienny sposób, a niektóre ze stworków dostępne są jedynie dla jednego bohatera (np. dziewczyna w ogóle nie może posiąść folków walczących za pomocą lodu). 

Walki, stanowiące esencję owego tytułu z gatunku akcji, są bardzo dynamiczne i wymagają nieco sprytu, cierpliwości i rozwagi – atakując „huzia na juzia”, bardzo łatwo możemy stracić życie, co oznaczać może konieczność powtarzania dłuższego etapu od ostatniego zapisu. Nie ma mowy o nadmiernej frustracji, chociaż niektórzy przeciwnicy potrafią zaleźć za skórę (walka z Brigantią jest stanowczo za długa!). System potyczek wykorzystuje również odpowiednie manewrowanie sixaxisem (stanowi to element przechwytywania folka), co oznacza, że można się sporo namachać łapami, potrząsając padem z góry na dół, czy machając z rozmachem z lewa na prawo. I wszystko jak dotąd bardzo pięknie, więc ja się pytam – kto wpadł na ten idiotyczny pomysł, by kazać nam przechodzić grę dwukrotnie?

Dobrze, folki są co najmniej interesujące, otoczenie przyjemne dla oka, grafika i animacja niemal bez zarzutu, a muzyka wcale nieźle komponuje się z całością, ale... Ale gra opiera się na pseudo-komiksowych wstawkach opowiadających (bardzo naciąganą) historię pewnej tajemniczej wioski, toczeniu walk w sztywnych „rynnach”, które prowadzą nas jak po nitce do kolejnego bossa, i okolicznościowym szukaniu jakiegoś przedmiotu w samej wiosce. Podwójna dawka owej monotonnej rutyny ciasnych rynien i raczej nędznych dialogów - pomimo wciągających i efektownych walk - potrafi solidnie znużyć. Na domiar złego opowiedziana historia ma raczej mierną narrację, a zakończenie łatwo przewidzieć. Dlaczego więc taka ocena?

Sam pomysł na rozgrywkę i ogólna koncepcja artystyczna wyróżniają się zdecydowanie na plus. Do tego walki potrafią dostarczyć frajdy. Szkoda jednak, że zamiast postarać się o większą różnorodność przedstawionego świata, zainwestowano w zbyt dotkliwą liniowość i domniemaną dużą dozę cierpliwości potencjalnego nabywcy gry. Przez owo niefortunne połączenie dobrego pomysłu z tanim rozwiązaniem, „Folklore” wyrobił sobie opinię gry niszowej - mającej swój urok, ale i rażącej ograniczeniami.

 

Ocena: 7=/10


Plusy:
+ oprawa audiowizualna
+ koncepcja artystyczna
+ dynamiczne walki

Minusy:
- ograniczenia i konieczność przechodzenia dwukrotnie tego samego
- naciągana historia, dialogi