Bardzo lubię horrory. Problem w
tym, że lubię horrory STRASZNE, podczas gdy lwia część dzisiejszych produkcji –
nieważne, czy idzie o filmy, książki czy gry – przedstawia historie obrzydliwe
i zwyrodniałe (bo jak nazwać namiętne ukazywanie rozszarpywania ludzkiego ciała
na strzępy i uwydatnianie szczegółów wymyślnych tortur i śmierci?), lecz nie
straszne. W dzisiejszych horrorach nie idzie, niestety, o napięcie,
wyczekiwanie, niepewność i tajemnicę do odkrycia (czyli o to, co przyciąga mnie
do podobnych historii), ale o wyuzdaną, zbędną brutalność, krew i flaki.
„Corpse party” z początku zdaje się iść w stronę strasznych opowieści w stylu
„Ringu”, ale szybko zwraca się w stronę obrzydliwości. I choć nie osiąga
poziomu wielu chorych, pożałowania godnych produkcji (zwłaszcza filmowych), a wizualnie wiele nam jest oszczędzone, to trzeba zaznaczyć, że twórcy każą nam
czytać o aktach kanibalizmu, czy sposobie odcinania języka żywej ofierze
tudzież wsłuchiwać się we wrzaski cierpiących fizycznie ludzi zamkniętych w
przeklętej szkole pełnej duchów. Paskudne, niepotrzebne, chore...
Scenariusz prezentuje się niczym
wprost wyjęty z anime – tradycyjnie poświęcający wiele miejsca na tematy
wałkowane w produkcjach dla młodzieży: szkoła, przyjaźń, obowiązek,
poświęcenie, miłość, dorastanie, rodzina... Chociaż sama historia miewa lepsze
i gorsze momenty (łącznie z opisami powolnej agonii), a na parę ważkich pytań nie dostajemy w ogóle odpowiedzi
(dziwne!), to sama narracja (w momentach nieobrzydliwych) prowadzona jest na tyle ciekawie, że mimo braku
specjalnych niespodzianek, trudno się od gry oderwać.
Rozczarowuje aspekt horrorowy - dostajemy
krew i flaki, ale jeśli idzie o straszenie, twórcy nie mają czym się pochwalić. Najwięcej trwogi przysporzyła mi własna wyobraźnia, kiedy to
obmyślałam, jaką niespodziankę ja sama bym umieściła w danym pomieszczeniu,
gdyby dane mi było projektować podobną grę. Niestety, straszenia jest tu jak na
lekarstwo i nie ma co liczyć na wyrywający z kapci element zaskoczenia. Szkoda,
bo widok z góry i lekko oldschoolowy design wydają się aż prowokować do nagłych
i niespodziewanych zagrań. Uciekanie przed duchem przez wąskie przejście, gdzie
jedno dotknięcie zjawy oznacza koniec gry, jest przy tym raczej frustrujące niż
niepokojące.
Na uwagę zasługuje podkład
muzyczny – oprócz paru prawdziwie horrorowych tonów, od których przy graniu w
ciemnym pokoju można dostać gęsiej skórki, mamy też nieco muzyki
elektronicznej, a główny motyw z pierwszego rozdziału potrafi na długo zapaść w
pamięć.
Szczerze? Nie polecam, zwłaszcza jeśli szukacie dobrej fabuły, a nie bezmyślnej rąbanki.
Plusy:
- muzyka
- pełen voice acting (japoński)
- ogólna prezentacja wizualna
Minusy:
- luki w scenariuszu
- momentami bardziej niesmaczne
niż straszne
Ocena: 5=