środa, 1 lutego 2012

A New Beginning



Nad wyraz pozytywne opinie bardzo mnie nakręciły na „A New Beginning”. Tym większe było moje rozczarowanie, gdy w końcu przyszło mi pokierować krokami Fay – dziewczyny z przyszłości, która próbuje nakłonić pogrążonego w depresji naukowca do uratowania świata przed zmianami klimatycznymi, które postawią przyszłe pokolenia przed groźbą ostatecznej zagłady.

Fay ryzykuje wszystko i razem z towarzyszami odbywa skok w przeszłość. A gdy ten niewiarygodny cud się udaje i musi ona skontaktować się radiowo z innymi załogami wysłanników, dziewczyna stwierdza: „Oj, trzeba było wcześniej pomyśleć o naładowaniu baterii”. Po tej wypowiedzi już wiedziałam, że moje nadzieje na wyborną historię zmieniły się w dym (kto grał, ten zrozumie porównanie).

Zacznijmy od tego, że voice acting jest zwyczajnie kiepski, zaś postacie często poruszają ustami, choć nic nie mówią. Reagują przesadnie (jak Fay) bądź rażą sztucznością, ukazując przy tym dziwne zamiłowanie do długich pauz – i to w najbardziej dramatycznych momentach. Do kiepskiego aktorstwa dodajmy nieciekawe dialogi, nieprzekonywujące, momentami prawdziwie irytujące postaci i tłumaczenie, które wygląda jak przymiarki do właściwej pracy.

Przekład jest bardzo słaby, a miejscami wręcz żenujący. Tłumacz przełożył takie na przykład „Not on my watch” jako „Nie na moich oczach” (sytuacja, w której padają te słowa, jeszcze bardziej uwidocznia absurd translatorski... Jest tu więcej takich bezsensów). A z takim banalnym słowem jak „sigh” w ogóle sobie nie poradził, więc... zostawił je bez zmian!

Zagadki są z reguły dość logiczne, choć można utknąć, bo... nie powąchało się czegoś w inwentarzu (!). Ja osobiście przez kilka dobrych chwil starałam się rozwiązać problem znalezienia niebieskiego szkiełka, nim sobie uprzytomniłam, że w inwentarzu przy jednym z przedmiotów pojawiła się opcja rozbioru  danej rzeczy na części (no cóż, sterowanie w ANB nie należy do najwygodniejszych). Generalnie więcej niż połowa gry jest raczej przynudnawa – jak już wspominałam, mamy podróżniczkę w czasie, która jak na misję ostatniej szansy jest zbyt roztrzepana i beztroska, zaś my ratujemy świat... sugerując, że ekoaktywiści drwią sobie z łysiny samotnego ochroniarza wielkiej konferencji energetycznej! Gra nie ustrzegła się też typowych błędów polegających na wykonywaniu pewnych czynności wprost na oczach osób, które nie powinny być świadome naszych poczynań (coś jak maczanie bagietki w „Tajnych Aktach” - ile lat ma gatunek przygodówek?! To już nie powinno mieć miejsca!). Później całość nieco się rozkręca, ale i tak w końcowym rezultacie przedstawioną historię odbieram jako bardzo naiwną, a na pewno nie wartą wysokich ocen, jakie gra zbiera.

Kolejną porcję dziegciu stanowią liczne, nagminne błędy – a to kursor nie chce przybrać właściwej postaci, umożliwiającej wykonanie czynności, wymuszając tym samym wyjście do menu, a to inwentarz nie chce się pokazać, to znów kolejne nagrania audio oznajmiają swój początek i koniec niemiłym trzaskiem, a to zostajemy wyrzuceni do Windowsa...

Czy jest coś godnego pochwały w tej grze? Bardzo ładnie wygląda – mamy kreskówkowy dwuwymiar na niezłym poziomie, choć animacja czasem pozostawia nieco do życzenia (my personal favourite to mówiący Salvador z nagrań z pamięci lornetki – czy on mówi, czy przeżuwa po parę ziemniaków na raz? No i po co w ogóle wstawiać tam jego twarz, skoro chodzi o” notatkę” audio?).

Ogólnie rzecz ujmując, jestem zwyczajnie rozczarowana. W grze nie ma ani ciekawych postaci ani porywającej historii, trudno tu szukać zapadających w pamięć zagadek i ogólnie brak tu rzetelnego wykonania technicznego (voice acting, tłumaczenie, błędy). Małe plusiki mogę przyznać za możliwość pomijania zagadek rozgrywających się na osobnych planszach (np. manipulowanie pokrętłami maszyny, składanie anteny, itd.) – to dobre wyjście dla tych, którzy utknęli, a grają głównie dla historii - oraz za załączenie na płycie dodatku w postaci ścieżki dźwiękowej. Aha, gra po zainstalowaniu nie wymaga od nas obecności płyty w napędzie – to też plus.

Tak na marginesie – skoro jedno dosadne przekleństwo wystarczyło, by drukować na pudełkach „Mana Khemii” ostrzeżenie o obecności wulgaryzmów, to gry takie jak „A New Beginning” powinny dostać znaczek oznajmujący, że pojawia się w nich wątek seksualności. Przynajmniej ja - gdybym była rodzicem - chciałabym o tym wiedzieć.

Mój werdykt? Fani przygodówek mogą ewentualnie zagrać, ale szczerze mówiąc, nie pojmuję, czym tu się zachwycać.

Ocena: 5/10