„Tajne Akta” (Secret Files) to seria, którą każdy szanujący się fan przygodówek point-n’-click powinien posiadać w swojej kolekcji. Odznacza się ona niezwykle przyjemną grafiką, płynną animacją, świetnym sterowaniem i bardzo dobrym projektem miejscówek - poruszanie się po nich to czysta przyjemność (w przeciwieństwie do takiego na przykład „The moment of silence”). Inwentarz jest przejrzysty i bardzo wygodny w użyciu, system podpowiedzi pozwala upewnić się, że niczego nie przeoczyliśmy, a potrzeba wielokrotnego łączenia zebranych przedmiotów zachęca do eksperymentowania, któremu towarzyszą rzucane co rusz uwagi, którymi raczą nas sterowane postaci. Dialogi nie irytują i nie są niepotrzebnie rozwleczone (za niechlubny przykład wybitnie złych dialogów może znów posłużyć „The moment of silence”). Fabułę należy potraktować z przymrużeniem oka - grunt, że potrafi wciągnąć i nie nuży.
Wadą pierwszej części (Tajne Akta: Tunguska) jest okropny, nadzwyczaj teatralny polski dubbing. Na szczęście część druga (Tajne Akta: Puritas Cordis) została wydana z angielskim dubbingiem i polskimi napisami, przez co jest o wiele przyjemniejsza w odbiorze. Do wad zaliczyłabym też projekty postaci (w obu częściach), ale zrzucam to na niemiecki gust (ten sam, który stworzył straszące dzieci i psy ogrodowe krasnale oraz bawarskie spodenki). Część pierwsza cierpi też na nielogiczność czy raczej irracjonalność pewnych zagadek. Jedna z nich jest tak niesamowita, że zasługuje na opis.
Otóż pilnie potrzebna nam cytryna. Skąd ją wziąć? Wystarczy zakryć znak drogowy ostrzegający o niebezpiecznym zakręcie i... poczekać na przejeżdżającą ciężarówkę.
...
Oczywiście! Rachunek podobieństwa jasno wszak wskazuje, że pierwsza ciężarówka, którą zoczymy na niebezpiecznym zakręcie, musi niewątpliwie przewozić cytryny!
Kierowca o mało się nie zabił, ale faktycznie - z ciężarówki wypadła samotna cytryna.
Ta zagadka powinna przejść do historii. Absurdu.
Szkoda, że autorzy nie pokusili się o faktycznie zabicie kierowcy i roztrzaskanie pojazdu. Bohater mógłby podejść do miejsca tragicznego wypadku i jak gdyby nigdy nic spokojnie podnieść pożądany owoc. Wtedy absurd zdałby się przynajmniej prześmiewczy w swej przesadzie.
Część druga ustrzegła się, na szczęście, nonsensów tego kalibru, chociaż i w niej możemy doszukać się dziwnych rzeczy. Oto na przykład przy pewnym jegomościu stoją dwie bańki z mlekiem. Bohaterka gry informuje nas, że nie zabierze mleka, gdy właściciel siedzi tuż obok i patrzy na nią. Po jakimś czasie przychodzi nam jednak rozglądać się za czymś, czym dałoby się zmiękczyć czerstwą bagietkę. Można spędzić długie minuty zastanawiając się, jak też zabrać mleko, by właściciel się nie zorientował. Tymczasem wystarczy po prostu podejść... i zanurzyć bagietkę w bańce.
Hmm... Czyli nie można zabrać bańki z mlekiem, bo właściciel patrzy, ale można bezkarnie i bez ostrzeżenia, ni z tego, ni z owego, zanurzyć sobie w tym właśnie mleku caluteńką bagietkę.
Dziwne pomysły twórców nie przekreślają jednak tego, że „Tajne akta” to jedne z najlepiej wykonanych, najprzyjemniejszych w sterowaniu i oglądaniu przygodówek, jakie w ogóle się ukazały.
Polecam!!
Tunguska - Ocena: 7+/10
Puritas Cordis - Ocena: 8+/10