czwartek, 28 lutego 2013

Jetpack Joyride



Notkę przygotował Psycho-Mantis.

Jetpack Joyride to nieskomplikowana gra, której jedynym celem jest pokonać jak największy dystans. Sterujemy sobie – jakżeby inaczej -  jetpackiem, podczas gdy ekran przesuwa się coraz szybciej, a my musimy unikać przeszkód i przeciwników. Po drodze wykonujemy wyzwania i zadania,  zdobywamy specjalne pojazdy jak smok, motor czy robot, które pomogą przedrzeć się dalej. Za zebrane monety możemy zmieniać wygląd naszego bohatera, odblokowywać ułatwiacze, umiejętności czy nowe jetpacki. Gra funkcjonuje na zasadzie mini płatności toteż zebranie monet na zakup czegokolwiek trwa wieczność: przyspieszyć zakup najlepszych fantów możemy oczywiście wykupując w PS Store  pakiet złotych monet.

Gra jest darmowa i godna polecenia, można spędzić z nią kilka dobrych chwil.

Plusy:

+ oprawa audio/video
+ fun
+ wyzwania
+ darmowa

Ocena: 7+/10

środa, 27 lutego 2013

Ratchet and Clank Q Force



Notkę przygotował Psycho-Mantis.

„Ratchet & Clank Q Force” to specjalna część serii z okazji 10-lecia istnienia marki. Tym razem twórcy odeszli od klasycznej formuły gry: poza elementami platformowymi i strzelanką mamy tu coś w stylu obrony bazy.  Na każdej z planet do wykonania czeka szereg zadań, których celem jest zdobycie sztabu wroga i obrona naszego własnego. W tym celu zebrane śruby wydajemy na bariery ochronne, działka, miny i wszelkie defensywne bronie, które pomogą odeprzeć ataki wrogów w czasie, gdy my zajmujemy się zdobywaniem wrogiej bazy.

Fabuła jest dosyć uboga, ale nie ona jest tym razem na pierwszym planie. Postacie są zabawne, a strzelanie i bieganie sprawia masę zabawy. Do dyspozycji mamy znane już bronie i gadżety, upgradujemy je jak zwykle - po prostu z nich korzystając. Gra nie jest zbyt długa, na każdej planecie chodzi w zasadzie o to samo i jeśli gra byłaby dłuższa, mogła by przynudzać, ale po skończeniu zostaje lekki niedosyt. Przydałaby się jeszcze chociaż jedna planeta. Warto napomknąć o ciekawym trybie multi, w którym gramy 1 vs 1 lub 2 vs 2 -  również polega on na obronie i ataku z innymi graczami.

Plusy:

+ muzyka
+ humor
+ grafika
+ przeciwnicy
+ bronie
+ specjalna formuła gry
+ wersja PL – zwłaszcza świetnie wypada Ratchet.

Minusy:

- długość gry.
- Jerzy Kryszak nie przekonuje w roli Clanka

Ocena: 8

wtorek, 26 lutego 2013

Ratchet and Clank All 4 One



Notkę przygotował Psycho-Mantis.

„Ratchet and Clank All 4 One” stawia tym razem na kooperację: grę możemy przejść w pojedynkę, ale równie dobrze w cztery osoby - nie tylko przez internet, ale również w splicie na kanapie. Jest to chyba jedna z naprawdę nielicznych gier, która pozwala grać aż czterem osobom w domu na raz! W dodatku wszyscy grają na tym samym ekranie i - o dziwo - wypada to świetnie!

Gra jest bardzo zabawna: jak zwykle bieganie i strzelanie daje sporo radochy, a położony nacisk na kooperację jest niewymuszony i nienachalny. Współpracę gra nagradza bonusami - korzystając z tych samych broni zwiększamy ich siłę, a mini gry w czasie rozgrywki wprowadzają rywalizację miedzy graczami. Poziomy są różnorodne i ciekawe, tak samo przeciwnicy i bronie. Na wyróżnienie zasługuje jedna broń, ochrzczona przeze mnie „świniomatem”. Po upgradzie, pozwala zamieniać przeciwników w dziki, które wspomagają nas w walce. Przegenialna i przesympatyczna broń!

Plusy:

+ rozbudowana kooperacja
+ coop/split do 4 osób
+ humor
+ przeciwnicy
+ bronie
+ „świniomat”!
+ wersja PL (dubbing)
+ oprawa graficzna

Ocena: 8+/10

Dopisek Pisarki: Nie przepadam za grami z tego gatunku, ale świniomat rządzi!

Ratchet and Clank A Crack in Time



Notkę przygotował Psycho-Mantis.

„Ratchet and Clank A Crack In Time” to połączenie wszystkiego, co najlepsze w całej serii. Doskonały powrót do korzeni z większym naciskiem na platformówkę przy jednoczesnym zachowaniu nowej konwencji shootera. Odwiedzamy masę planet, walczymy w kosmosie, pokonujemy setki różnorodnych przeciwników. Gra jest bardzo ładna, z masą broni, świetnych patentów, humorem, wyrazistymi postaciami, mini grami i dużą swobodą, a do tego posiada rozbudowany wątek fabularny.

Zdecydowanie najlepsza gra z serii, jaka wyszła.

Plusy:

+ oprawa graficzna/dźwiękowa
+ bronie
+ przeciwnicy
+ swoboda
+ mini gry
+ humor
+ fabuła
+ długość

Ocena: 9/10

poniedziałek, 25 lutego 2013

Hell Yeah



Notkę przygotował Psycho-Mantis.

Gra „Hell Yeah! Wrath of Dead Rabbit” to dosyć ciekawa i nietuzinkowa pozycja. Z początku byłem nią niezwykle zauroczony – łączy ona bowiem w sobie elementy platformera i shootera w otoczeniu 2D. Cechuje ją duża dawka humoru, komiczni przeciwnicy, zróżnicowane poziomy i po prostu czysty fun z gry.

Do pokonania mamy masę poziomów z całym worem przeciwników. Do dyspozycji oddano spory  arsenał: granatnik, minigun, karabin, rewolwer, jak i śmiercionośne koło, które możemy rozkręcić wokół naszego bohatera. Wątek fabularny jest dość prosty, ale przy tym zabawny – wszystko jednak sprowadza się do radosnej eksterminacji kolejnych bossów.

Wartym nadmienienia są mini gry, które trzeba wykonać, by dobić przeciwnika. Są różnorodne i naprawdę prześmieszne, choć nie bez wad. Zwłaszcza denerwująca jest jedna, w której karabinem snajperskim należy zabić demona – problem w tym, że nie można go znaleźć! Zastanawiam się nawet, czy to nie jest jakiś bug w grze, ponieważ pole, na którym może się znajdować, przeczesuję bardzo dokładnie i nie mogę go znaleźć, a czas szybko się kończy.

Największą łyżką dziegciu jest długość gry - tym razem nietypowo bo w zalewie o wiele za krótkich gier, ta jest stanowczo za długa (przynajmniej o połowę!). Do pokonania mamy około stu przeciwników, problem w tym, że jestem w połowie, przy pięćdziesiątym siódmym przeciwniku, i gry mam już stanowczo dosyć. Rozgrywka stała się powtarzalna, przeciwnicy wtórni, a sposoby ich zabicia drażniące, w dodatku sztucznie utrudnia się ich eksterminację wprowadzając więcej elementów platformowych do pokonania. Należało skondensować sedno rozgrywki, bez powtarzania w kółko tych samych elementów, a wyszłaby gra lekka i zabawna

Plusy:

+ humor
+ muzyka
+ pomysłowość
+ bronie i sklep
+ różnorodność przeciwników i leveli

Minusy:

- z czasem powtarzalność
- sztuczne wydłużane rozgrywki
- gra jest stanowczo za długa


Ocena: 6/10

sobota, 9 lutego 2013

Corpse Party - Book of Shadows



Podeszłam z dużą życzliwością do pierwszej odsłony „Corpse Party” ze względu na staroszkolną oprawę i rozgrywkę oraz osobisty sentyment do azjatyckich horrorów. Niestety, trudno jest znaleźć cokolwiek, co usprawiedliwiałoby wydanie (i wciskanie graczom za ciężkie pieniądze!) podobnego gniota jakim jest „Book of Shadows”.

Teraz już wiem, jak tłumaczyć kłujące po oczach luki fabularne z pierwszej części – twórcy zamierzali od początku rozciągnąć odkrycie całej tajemnicy na parę kolejnych tytułów, podrzucając to tu, to tam nędzne ochłapy informacji (wyszło już nawet anime). Po trochu można to zrozumieć. Scenariusz „Book of Shadows” jest jednak żenujący. Oto bowiem otrzymujemy siedem rozdziałów zupełnie niepotrzebnie i bezsensownie rozwijających wątki z poprzedniej części, w których miast odkrywania tajemnicy przeklętej szkoły, chodzi jedynie o festiwal okropności. Kiedy jednak gracz przebrnie przez zupełnie bezsensowne i zbyteczne opisy bezwzględnej przemocy (musząc co chwila czytać, jak to boli, gdy obdzierają cię ze skóry żywcem bądź wylewają wrzący olej na twarz, czy też rozrywają żywe ciało na strzępy), na ostatek - w dodatkowym rozdziale, który odblokowuje się dopiero po odkryciu wszystkich możliwych zakończeń (pełnych bólu, krwi i... w zasadzie niczego więcej) rzuca mu się w twarz – „istnieje coś takiego jak średniowieczna księga czarnej magii zwana Book of Shadows”. A potem pojawia się napis „To be continued”.

Przyznam, że opadły mi ręce. Już w poprzedniej części gry podsunięto nam bowiem podpowiedź, że kluczem do całej tajemnicy jest ród posiadający zdolności paranormalne i parapsychiczne, a teraz wydałam pieniądze tylko po to, by czytać nowe opisy bólu i tortur postaci z pierwszej części i by w ostatnich minutach gry (!!!) dowiedzieć się (informacja rzucona jakby z łaski!), że ród ów miał dostęp do niebezpiecznej, okultystycznej wiedzy. No, błagam!

Szczerze mówiąc, w ogóle fabuła (z niepotrzebnymi odniesieniami do realnego okultyzmu) zdaje się tu jedynie pretekstem dla kolejnych opisów okropieństw i kaźni – nic nie usprawiedliwia wałkowania na powrót męczarni tych samych postaci, z których dodatkowo robi się kompletnych idiotów z amnezją (odnoszę się tu do kretyńskiego, najzupełniej na siłę wciśniętego wątku nauczycielki, a także do imbecyla świadomego istnienia pętli czasowej), a które absolutnie nie wnoszą sobą nic nowego i niewymuszonego do scenariusza. Najgorzej wyszło to w przypadku głównego wroga – postać ta miast być choć trochę straszną, jest zaledwie irytującą.

Ponieważ sama gra zmieniła się z przygodówki w „play-novel”, czyli właściwie video-opowieść (szkoda że tak żenującą!), samej rozgrywki jest tu niewiele: poruszamy się po statycznych planszach przedstawiających puste, nudne i wcale nie straszne (wygląda na to, że poza rozsiewaniem bólu i rozlewaniem krwi, twórców kompletnie nie interesowała straszenie) pomieszczenia szkoły, po których musimy przesuwać małym celowniczkiem, poszukując czegoś, co pomoże nam posunąć akcję do przodu. Gra nie ma żadnej instrukcji, więc jeśli gracz nie zorientuje się sam, że tzw. darkning meter, widoczny jedynie przy ekranie zapisu gry, napełnia się na jego niekorzyść (można bowiem pomylić go z jakimś miernikiem postępu w danym etapie), może się zdziwić, czemu zalicza nagły „game over”.

Okrucieństwo nie świadczy o wyobraźni, lecz raczej o kompletnym jej braku – i to tłumaczy, czemu gra nuży i wlecze się bez sensu, prowadząc donikąd. Przemilczając krwawe i paskudne opisy oraz nic nie wnoszące dialogi między postaciami, jest przeraźliwie nudno, pusto i głucho.

Trudno mi wysunąć jakikolwiek argument w obronie tego tytułu, a tym bardziej nie widzę powodu, by zachęcić kogokolwiek do wydawania pieniędzy i marnowania czasu na podobną grę.

Ocena: 2/10