sobota, 28 lutego 2015

Tales of Graces f


Krótko – „Tales of Graces f” to mocno średni przedstawiciel gatunku action-rpg z Japonii. Dłużej? Ekipa bohaterów rodem z przeciętnego anime ratuje świat. W teorii bardzo rozbudowany system walki, a w praktyce ogólny chaos, zamęt, rozbłyski, krzyki, kamera ukazująca jedynie część pola i klepanie po przyciskach. Poziom trudności beztrosko skacze od żenująco łatwych przeciwników do naprawdę wymagających bossów. Grafika to konwersja z Wii, więc cudów nie ma, za to są płaskie tekstury i animacje, przez które gra wyda się starsza niż jest nie tylko ze względu na banalną fabułę. Muzyka jest… gdzieś w tle, zapomina się o niej natychmiast po wyłączeniu konsoli. Z wyjątkiem żenującego utworu z katakumb, który składa się z całych trzech (!) nut. Wiele do życzenia pozostawiają miejscówki, a zwłaszcza konstrukcja „dungeonów”, które są niezwykłe płaskie, sterylne i przeraźliwie monotonne. W ogóle cały świat, w którym poruszamy się po sztywnych szynach, jest śmiechu wart. Na początku mamy jedynie dwie miejscówki położone tak blisko, że nie sposób pojąć, dlaczego bohater nie mógł ani razu odwiedzić rodzinnego domu w ciągu siedmiu lat! Ach, właśnie – jeszcze bohaterowie. Są równie sztuczni jak cała fabuła, co w połączeniu z kiepskimi dialogami daje ciężkostrawną mieszankę. Mamy na przykład ojca, który miał być w założeniu surowym lordem dbającym o własnych poddanych, ale wychodzi na agresywnego tyrana-kretyna, który miewa tak cudowne pomysły, jak oddanie małego synka całkowicie obcym ludziom, żeby nie walczył kiedyś z bratem o schedę po tatusiu. A wszystko to dla dobra dzieci! Ratunku…

W takim razie dlaczego oceniam tę grę lepiej niż „Tales of Xillia”? Ponieważ czuć, że twórcy mieli tu jakieś pomysły i aż tak bardzo nie starali się stworzyć fabuły i postaci na siłę, jak choćby króla Połknąłem-kij-oberwiesz-mieczem-bo-tak z Xilli. Chociaż główny bohater ToGf ma wdzięk i charyzmę papieru ściernego i jest to jedna z najgorszych postaci w grach wideo w ogóle, to jednak jego towarzysze - Sophie, Pascal, a nawet Hubert - łykają całą obsadę Xilli bez popitki.


Ocena: 5-/10