Właściwie ta gra powinna się nazywać „Recykling”, ponieważ nowa
fabuła usprawiedliwia sprzedanie niemal dokładnie tego samego produktu - ten
sam świat i starzy bohaterowie w nowych kostiumach to zwykła wymówka, którą
twórcy chętnie osłonili własne lenistwo.
To oczywiste, że jeżeli akcja rozgrywa się już w znanym
świecie, muszą się pojawić miejsca dawno już zbadane. Ale dla twórców oznacza
to prymitywne nadpisywanie nowych elementów na starej grze – potwory, mapy,
nawet bossowie, ponad 90 % zawartości to pierwsza Xillia, nietknięta żadnym
objawem twórczego rozwoju. Nie ma żadnego powodu, by nie dać graczom kompletnie
nowych miejscówek uzasadnionych fabułą…
prócz tego, że po prostu nie chce się w to inwestować czasu i pieniędzy.
Tak więc dostajemy wszystko, co już znaliśmy, a jedynym bodźcem każącym nam
przemierzać dany obszar jest właściwie kaprys twórców. Tak jest na przykład z
lasem, do którego idziemy… bo ratujący świat bohaterowie chcieli sobie zrobić
wycieczkę na łono natury.
Chyba najbardziej zauważalną zmianą było przesunięcie faceta
drącego się: „Mutton! Fresh mutton!” z głównej linii dźwięku w tło odgłosów i
miejskiego gwaru. Co za postęp! Szefostwo nie zarządziło jednak naprawy
żenującego wyskakiwania elementów otoczenia tuż przed nosem gracza, co
ustawicznie zdarza się w miastach. Kiedy biegnie się do gościa przydzielającego
side-questy, potrzeba nieraz i kilku dobrych sekund, by on sam się załadował. W
pewnym miejscu wydaje się, że z niewiadomych przyczyn pośrodku drogi pojawia
się niewidzialna ściana, ale nie – po dłuższej chwili okazuje się, że stoi tam
konny powóz, który ładuje się najtoporniej ze wszystkich rzeczy. Po co szanować
graczy i poprawiać takie wpadki? Niech się głupki cieszą, że w ogóle dostają
nowego protagonistę i jego historyjkę.
Fabuła zawiera liczne nieścisłości i przemilczenia, zaś
konstrukcja świata jest zwyczajnie absurdalna: duchy zarządzające światem i zmechanizowanym
systemem reinkarnacji nie wiedzą nic o ludziach, którzy co rusz ich zaskakują –
ani słowa, kto stworzył ludzi, system i przydzielił duchom zadania – bo tak!
Chociaż tworzą się alternatywne światy, które mamy niszczyć, bolejąc nad ich
zagładą, nie wiadomo, na jakiej zasadzie istnieją ich mieszkańcy i w jaki
sposób tworzone są nowe dusze, obciążające system. Nikt nic nie wie, czeski
film, ale twórcy nie będą sobie tym przecież zaprzątać głowy! Najgorzej, że narracja
skupia się na rzeczach błahych i nieistotnych, depcząc cały teoretyczny dramat
wielkimi buciorami. Akcenty historii są źle rozłożone, a jakiś tam potencjał
pomysłu pozostaje niewykorzystany. Teoretycznie bohater powinien chcieć bronić
pewnej małej dziewczynki ponad wszystko, lecz zawiązywanie się więzi między nim
a nią nie jest ani trochę przekonywające. Dlaczego miałby wybrać ją zamiast
własnej córki, o której wie, że narodzi się w przyszłości, pozostaje kompletną
tajemnicą. Inną kwestią jest braterska miłość, która w założeniu powinna być
osią dramatu i rozwijać historię dzięki traceniu zaufania, rywalizacji, odkrywaniu tajemnicy i
miłości, która prowadzi do oddania życia. W rezultacie mamy tylko nieciekawe
spotkania, nudne dialogi i wpatrywanie się sobie w oczy. Sprawy nie poprawia
fakt, że główny bohater został pozbawiony głosu (odblokowujemy go dopiero po
ukończeniu gry!), przez co jego reakcje sprowadzają się do irytujących i przesadnie
odegranych sapnięć, okrzyków, zbyt głośnych stęknięć i mało subtelnych
pomruków. Dno.
Twórcy obiecywali, że w fabule istotną rolę odgrywać będzie wola
gracza. Co jakiś czas dostajemy do wyboru dwie opcje dialogowe, które
teoretycznie powinny prowadzić do różnych rozwiązań. W praktyce już na początku
przekonujemy się, że system wyborów to w rzeczywistości pic na wodę. Uratować
kobietę przed potworem czy pozwolić, by zrobił to nasz braciszek? Nie ma to
najmniejszego znaczenia, rozwiązanie jest jedno i to samo. Owszem, czasem
rezultatem są inne reakcje towarzyszącej nam drużyny (m.in. przez konkretne
odpowiedzi budujemy z nimi więź, co przekłada się na odblokowywanie nowych
„skilli” w walce), ale w ogólnym
rezultacie nie decydujemy o niczym (pomijając wybór zakończenia, którego i tak
dokonuje się po ostatnim bossie). Żeby chociaż istniało w tych dialogach jakieś
napięcie emocjonalne! W jednym z najbardziej dramatycznych momentów, jakim jest
pojedynek na śmierć i życie ze swym bratem, nasz wybór sprowadza się do pytania
retorycznego: „Czy nie ma innej drogi?” i drugiego: „Dlaczego to jest
konieczne?”, na które otrzymujemy tak satysfakcjonującą odpowiedź jak: „W sumie
nie wiem”.
Osobną żenadą jest system spłacania kredytu bankowego. W każdym
rozdziale bank domaga się od bohatera określonej sumy pieniędzy. Jeżeli ich nie
zbierzemy, fabuła nie ruszy do przodu. Co prawda zebranie funduszy nie jest
specjalne trudne, jako że dostajemy pieniądze za każdy side-quest, znajdujemy
je w niemal każdej miejscówce, otrzymujemy po walkach i dzięki zniszczeniu
alternatywnych wymiarów w opcjonalnych rozdziałach poświęconych bohaterom z
drużyny, to jednak zawieszanie historii ratowania świata, bo nie oddaliśmy
haraczu, jest – delikatnie mówiąc – słabe. To chyba również jeden z najbardziej
płytkich pomysłów na sztuczne wydłużanie rozgrywki, jaki widziałam. Zwłaszcza,
że spłacenie całego długu w ogóle nie jest wymagane, a nagrodą dla tych, którzy
zdecydują się uciułać całą ogromną sumę, jest dodatkowe zakończenie, które
przez niektórych graczy zostało ocenione jako niesmaczny, a wręcz obrzydliwy
żart. Z przykrością dołączam się do tych głosów.
Z jednej strony gra jest tak prosta, że trudno się przy niej
zmęczyć albo nawet porządnie zirytować, z drugiej przez większą część czasu
ciułamy złoto, by opłacić banksterów i przejść do kolejnego rozdziału nie do
końca przemyślanej, nienajlepiej przeprowadzonej historii. Choć system walki
jest mocno złożony, po pierwszej Xilli nie chciało mi się go w ogóle tykać, zaś
rozwój zdolności znanych jako „artes” stał się tak nieczytelny i niewygodny, że
odpuściłam go sobie całkowicie. Co w niczym – i to chyba najgorzej o nim
świadczy - nie utrudniło mi przejścia
gry.
Właściwie jedynym dużym plusem jest to, że dzięki fabule całość jest mimo wszystko znośniejsza niż pierwsza Xilllia.
Ocena: 5=/10