poniedziałek, 30 stycznia 2012

Homefront



Notkę przygotował Psycho-Mantis.

„Homefront” zapowiadane było jako wielki hit mogący konkurować z mocną pierwszoligową obsadą fpsów. Temat jest świetny: podziemie, ruch oporu, powalona na kolana i okupowana przez wojska Północno Koreańskie Ameryka. Tego jeszcze nie było i trzeba przyznać zapowiadało się wyśmienicie. Niestety, nie ma co ukrywać - gra okazała się zwykłą kalką „Call of Duty”. Z ruchem oporu niewiele ma to wspólnego, bo otrzymujemy przepełnione niewiarygodnymi akcjami misje, w których dziesiątkujemy wroga. W grze jest kilka ciekawszych momentów, które dają całkiem sporo zabawy, jak choćby latanie śmigłowcem (które mimo iż zabawkowe do bólu, to jednak dające sporo frajdy), czy skradankowe misje na farmie zwyrodnialców (!).

Ciekawie prezentują się filmiki i sposób prowadzenia fabuły, natomiast twórcy znacznie przeginają z patosem - momentami jest on po prostu nieznośny. Owszem, zdarzają się naprawdę świetne momenty, jak odkrycie masowych grobów na stadionie, czy pacyfikacja miasta w ramach odwetu. Widok śmigłowców nad płonącym miastem oraz rewelacyjnie podłożone odgłosy strzałów, krzyków i rozpaczy budują ponury, zapadający w pamięć nastrój gry. Niestety, przesada w filmowym patosie dochodzi do apogeum – dzieje się tak m.in. na samym początku, gdzie  za jednym zamachem prezentuje się nam chyba wszystkie możliwe zbrodnie przeciw ludzkości!

Gameplay jest naprawdę przeciętny - postać porusza się jak cegła, nie czuć też w ogóle masy broni (choć ze zdziwieniem stwierdzam, że odgłosy są znacznie lepsze od tych zupełnie nijakich dźwięków w CoD). Przeciwnicy to tępe kołki stojące w miejscu, za to obdarzone sokolim wzrokiem i nadzwyczajną celnością. Generalnie rozgrywka jest mdła i nijaka.

Graficznie jest przeciętnie i to nawet bardzo - niektóre lokacje wyglądają całkiem w porządku, by za chwilę porazić oczy sztucznością, a zniszczone pojazdy przywodzą na myśl gry rodem z  ery PSX’a - jakieś pomalowane na czarno bryły. Warto nadmienić także, że gra po prostu lubi się zwiesić (w te krótkie parę godzin zdarzało się to bardzo często). 

O multiplayerze nie warto nawet wspominać, wystarczy jedno słowo – porażka. Tyle. Koniec, kropka.

O ile mogę powiedzieć, że klimat, no i kilka przebłysków powoduje, że gra minimalnie łapie się do kategorii produkcji grywalnych, to jest to raczej pozycja dla miłośników fpsów, którzy już totalnie wszystko ograli i są na strzelankowym głodzie. Wówczas można na te 4, 5h sięgnąć po „Homefronta” pod warunkiem, że przymkniemy oczy na wielką toporność tej pozycji.

Jednak jeśli ktoś jest niedzielnym graczem, a na swojej półce nie ma topowych fpsów tej generacji, to niech po „Homefronta” nawet nie sięga - lepiej zainwestować w coś innego.


Ocena: 6=