sobota, 2 marca 2013

Dead Island



Notkę przygotował Psycho-Mantis.

Apetyty graczy na „Dead Island” zaostrzył niezwykle udany i szeroko komentowany trailer, który mógł sugerować, że tytuł będzie czymś więcej niż bezsensowną wyrzynką zombie – niestety, tak nie jest. Fabuła jest bardzo miałka... ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - w końcu kto nie lubi przywalić zombiakowi pałą z gwoździem?

Arsenał broni białej jest genialny: masa noży, maczet, kijów, toporów, wioseł, rurek i innego dobra, które możemy dodatkowo rozwijać znajdowanymi schematami, montując gwoździe, tarcze, szkło, czy nawet zatruwając ostrza, a także baterie rażące prądem czy podpalające przeciwników. Jest tego multum i ciągle grzebie się w ustawieniach, poprawiając statystyki broni. Do dyspozycji jest broń palna, niestety, wykonana bardzo licho - o ile trudność w dostępie do amunicji można zrozumieć, to jej siłę już nie. Jest niezwykle słaba. Broń palna powinna funkcjonować jako rarytas, każdy nabój powinien być niezwykle cenny i drogi, trzymany na podbramkowe sytuacje, a tymczasem w DI jest ona zwyczajnie nieprzydatna.

Fajnie prezentuje się rozwój postaci – decydujemy o tym, jakie umiejętności chcemy odblokować i jak kształtujemy zdolności naszego bohatera. Możemy wybrać jednego z czterech, każdy ma nieco inną historię pobytu na tropikalnej wyspie, własny szereg zdolności, ale nie ma to szerszego wpływu na rozgrywkę.

To, co zachwyca w tej grze, to swoboda - sami decydujemy, dla kogo pracujemy, w jakiej kolejności, dokąd idziemy i jaką techniką pokonamy wrogów. Możemy przemieszać się autem albo na piechotę. Pierwsza mapa – kurort - jest po prostu obłędna: domki, hotele, plaże, masa walizek, sprzętu - istny raj na ziemi okraszony krwiożerczym pomiotem! Równie fajnie wypada pierwsza połowa drugiej miejscówki – miasto. Niestety, potem zaczyna się już równia pochyła, klimat się ulatnia i zastępuje go bezsensowna młócka z hordami wrogów; przeciwnicy zaczynają się powtarzać, tak samo zadania, a najgorszy jest bezsensowny backtracking - wyjątkowo infantylny i nachalny (często w to samo miejsce idziemy nawet po trzy razy, robiąc dokładnie to samo!) Ostania mapa to już jest bieg - byleby szybciej! -  omijanie całych grup i ucieczka, gdyż człowiek ma już dosyć walenia wiosłem w łeb, gra najnormalniej od połowy nuży.

Cała rozgrywka dla pojedynczego gracza wypada blado, w filmikach są cztery osoby, tymczasem idzie się samemu, brakuje też dopasowywania ilości zombie do ilości graczy - samemu trzeba rozwalić tyle samo przeciwników, co idąc czterema osobami, czego efektem jest to, że pojedynczy gracz dosłownie przekopuje się butami, co wzmaga znużenie monotonią i rutyną.

Esencją jest kooperacja. Niestety, gra cierpi na wieczne problemy z połączeniem: nie chce znaleźć graczy, zrywa połączenie, wyrzuca błędy i ma problem ze zgraniem dwóch osób, a co dopiero czterech. Za to jeśli jakoś uda się wreszcie połączyć z innymi, gra jest po prostu fenomenalna! Ale właśnie, w tym sęk - JEŚLI się uda. Ostatnią dużą wadą jest system levelowania postaci. Możemy rozwijać naszą postać maksymalnie do 50 levelu – niestety, wrogowie zawsze levelują się razem z nami, co sprawia, że zwykła szwenda jest tak samo denerwująca  na początku, jak 40 godzin gry później.

Plusy:

+ swoboda
+ kurort/ miasto
+ bronie i ich rozwój
+ rozwój postaci
+ muzyka/ dźwięk
+ klimat
+ zombie
+ grafika

Minusy:

- słaba broń palna
- problemy techniczne
- wieczne problemy z coopem
- brak dopasowywania rozgrywki do ilości graczy
- dużo słabsza druga połowa gry
- miałka fabuła
- rozwój levelu wrogów
- nachalny backtraking


Ocena: 7/10