Notkę przygotował Psycho-Mantis.
Apetyty graczy na „Dead Island”
zaostrzył niezwykle udany i szeroko komentowany trailer, który mógł sugerować,
że tytuł będzie czymś więcej niż bezsensowną wyrzynką zombie – niestety, tak nie
jest. Fabuła jest bardzo miałka... ale nie ma tego złego co by na dobre nie
wyszło - w końcu kto nie lubi przywalić zombiakowi pałą z gwoździem?
Arsenał broni białej jest genialny: masa noży, maczet, kijów, toporów, wioseł, rurek i innego
dobra, które możemy dodatkowo rozwijać znajdowanymi schematami, montując
gwoździe, tarcze, szkło, czy nawet zatruwając ostrza, a także baterie rażące
prądem czy podpalające przeciwników. Jest tego multum i ciągle grzebie się w
ustawieniach, poprawiając statystyki broni. Do dyspozycji jest broń palna,
niestety, wykonana bardzo licho - o ile trudność w dostępie do amunicji można
zrozumieć, to jej siłę już nie. Jest niezwykle słaba. Broń palna powinna
funkcjonować jako rarytas, każdy nabój powinien być niezwykle cenny i drogi,
trzymany na podbramkowe sytuacje, a tymczasem w DI jest ona zwyczajnie
nieprzydatna.
Fajnie prezentuje się rozwój
postaci – decydujemy o tym, jakie umiejętności chcemy odblokować i jak
kształtujemy zdolności naszego bohatera. Możemy wybrać jednego z czterech, każdy
ma nieco inną historię pobytu na tropikalnej wyspie, własny szereg zdolności,
ale nie ma to szerszego wpływu na rozgrywkę.
To, co zachwyca w tej grze, to
swoboda - sami decydujemy, dla kogo pracujemy, w jakiej kolejności, dokąd
idziemy i jaką techniką pokonamy wrogów. Możemy przemieszać się autem albo na
piechotę. Pierwsza mapa – kurort - jest po prostu obłędna: domki, hotele, plaże,
masa walizek, sprzętu - istny raj na ziemi okraszony krwiożerczym pomiotem!
Równie fajnie wypada pierwsza połowa drugiej miejscówki – miasto. Niestety,
potem zaczyna się już równia pochyła, klimat się ulatnia i zastępuje go
bezsensowna młócka z hordami wrogów; przeciwnicy zaczynają się powtarzać, tak
samo zadania, a najgorszy jest bezsensowny backtracking - wyjątkowo infantylny
i nachalny (często w to samo miejsce idziemy nawet po trzy razy, robiąc
dokładnie to samo!) Ostania mapa to już jest bieg - byleby szybciej! - omijanie całych grup i ucieczka, gdyż człowiek
ma już dosyć walenia wiosłem w łeb, gra najnormalniej od połowy nuży.
Cała rozgrywka dla pojedynczego
gracza wypada blado, w filmikach są cztery osoby, tymczasem idzie się samemu,
brakuje też dopasowywania ilości zombie do ilości graczy - samemu trzeba
rozwalić tyle samo przeciwników, co idąc czterema osobami, czego efektem jest
to, że pojedynczy gracz dosłownie przekopuje się butami, co wzmaga znużenie
monotonią i rutyną.
Esencją jest kooperacja. Niestety,
gra cierpi na wieczne problemy z połączeniem: nie chce znaleźć graczy, zrywa
połączenie, wyrzuca błędy i ma problem ze zgraniem dwóch osób, a co dopiero
czterech. Za to jeśli jakoś uda się wreszcie połączyć z innymi, gra jest po
prostu fenomenalna! Ale właśnie, w tym sęk - JEŚLI się uda. Ostatnią dużą wadą
jest system levelowania postaci. Możemy rozwijać naszą postać maksymalnie do 50
levelu – niestety, wrogowie zawsze levelują się razem z nami, co sprawia, że
zwykła szwenda jest tak samo denerwująca
na początku, jak 40 godzin gry później.
Plusy:
+ swoboda
+ kurort/ miasto
+ bronie i ich rozwój
+ rozwój postaci
+ muzyka/ dźwięk
+ klimat
+ zombie
+ grafika
Minusy:
- słaba broń palna
- problemy techniczne
- wieczne problemy z coopem
- brak dopasowywania rozgrywki do
ilości graczy
- dużo słabsza druga połowa gry
- miałka fabuła
- rozwój levelu wrogów
- nachalny backtraking
Ocena: 7/10