poniedziałek, 23 grudnia 2013

Valkyria Chronicles 2


Postanowiłam nie rozpisywać się o długich i żmudnych bojach związanych ze zmuszeniem gry do działania, o wertowaniu zagranicznych for, itd… Powiem krótko – u pewnej części osób dochodzi do samoczynnego uszkodzenia save’u VC2. Z opinii graczy można wywnioskować, że im bliżej jesteśmy końca fabuły, tym szansa na to niemiłe zdarzenie jest większa. Przy czym wgranie kopii stanu gry zdaje się nie pomagać sporej części pechowców – po kilku wgraniach save na powrót się psuje (otrzymujemy komunikat „corrupted save data”). Tak samo jest w przypadku, gdy w desperacji zdecydujemy się wgrać czyjś stan gry zamiast własnego. Wypróbowałam różne triki „przechytrzania konsoli”, jakie opisywali ci, którym się to przydarzyło, ale nic to nie dało. Co gorsza – zauważyłam, że konsola zaczyna mieć problemy z wgrywaniem zapisów innych gier, które też ni z tego, ni z owego stawały się „corrupted”. Dopiero skasowanie z pamięci wszystkiego, co dotyczyło VC2, przywróciło konsolę do stanu dawnej sprawności.

Wniosek jest tylko jeden – coś jest nie tak z VC2, i jest to problem ponadregionalny. Że dotyczy on jednak tylko pewnej części graczy, i występuje z reguły pod koniec fabuły (przypuszczalnie więc spora część osób nie dochodzi nawet do owego momentu), nikt nie poczuwa się ani do zrobienia czegoś w tej sprawie, ani do informowania o niej.


Ocena: 0/10

sobota, 21 grudnia 2013

Sherlock Holmes - The Mystery of the Mummy


Bardzo lubię przygodówki point’n’click, ale nie cierpię gier, w których trzeba się sporo naklikać, aby znaleźć “aktywny piksel” pozwalający wykonać daną czynność. Irytuje mnie, gdy marnuję czas, próbując rozwiązać daną łamigłówkę i przejść dalej, gdy w rzeczywistości problemem nie jest brak rozwiązania, ale klikanie nie w ten punkcik, który przewidzieli twórcy. Do tego jeszcze nigdy nie spotkałam się z przygodówką, w której DOSŁOWNIE trzeba patrzeć pod nogi, bo inaczej przeoczy się niezbędne przedmioty i wskazówki (a niektóre są aż nazbyt dobrze ukryte!). Nie dość więc, że genialny detektyw Doyle’a musiał chodzić po kolejnych miejscówkach zgięty w pół, z nosem przy ziemi, to jeszcze wpadał na tak błyskotliwe pomysły, jak ciskanie pudełkami o ścianę z wielką siłą, by dowiedzieć się, co było w środku (intelekt pierwsza klasa!). Nawigacja jest tragiczna (poruszanie węzłowe) i łatwo się przez nią pogubić, zagadki okrutnie nudne, zaś dodanie etapów czasowych czyni z owego tytułu mały koszmarek, który świetnie by się sprawdzał w zastępstwie rózgi pod choinką.

Ocena: 2/10

czwartek, 19 grudnia 2013

Tales of Xillia

Pewna staruszka opowiada nam o legendarnej wiosce, o którą nikt od wieków nie pytał, a która podobno leżała kiedyś za szlakiem wodospadów, o której ona sama usłyszała w młodości jako o starym micie. Co z tego wynika? Że po dziesięciu minutach spacerku do rzeczonej wioski dojdziemy. Tak – „Tales of Xillia” naprawdę jest aż tak denna.

Od razu powiem, co w Xilii jest na plus: quick save i możliwość zmiany poziomu trudności w trakcie gry. Minusów będzie więcej.

Postacie są mdłe i nudne, tworzone zupełnie bez fantazji, zaś historia sprawia wrażenie pisanej na kolanie, tworzonej jedynie dlatego, że coś napisać trzeba było. Nawet można by przymknąć oko, że jest głupio (momentami przeraźliwie głupio!), ale że jest tak nudno i nieśmiesznie już nie. Sama reżyseria jest nadzwyczaj kiepska, a bohaterowie zachowują się po wielokroć całkowicie nielogicznie (ostatni „boss” jest tak kreowany na siłę, że aż brakuje słów!). Smętne teksty o stawaniu się odpowiedzialnym dorosłym i kroczeniu własną ścieżką ponad wszystko w zestawieniu z głupotą i nieznośnym egoizmem postaci czynią scenariusz jeszcze bardziej drętwym i niestrawnym.

Gra sprawia wrażenie, jakby wywodziła się jeszcze z wczesnych czasów poprzedniej generacji. Niby nie mieliśmy wtedy takiej aż takiej anime-owej grafiki, ale obiektów wyskakujących znienacka tuż przed nosem naszej postaci też nie (poważnie, jest to z lekka żenujące, gdy chodzi się po mieście, a cóż dopiero gdy wchodzi się do malutkiego pokoju, w którym nagle – bach! – masz przed sobą ludka). Nie pamiętam też gry, w której metoda „kopiuj-wklej” aż tak rzucałaby się w oczy: dość powiedzieć, że liczba NCP-ów jest aż do przesady ograniczona, przez co zamordowana kobieta-szpieg za chwilę pojawia się jako ktoś zupełnie inny (twórcom nie chciało się nawet zmieniać kolorów stroju!), każdy port jest dokładnie TĄ SAMĄ lokacją, zaś na każdym bazarze drze się ten sam facet z tym samym, doprowadzającym mnie do szału hasłem.

Starano się rzeczywiście o złożony system walki, ale… nie jest on wcale wygodny. By przemieszczać się swobodnie po arenie, trzeba używać gałki przy jednoczesnym wciskaniu L2. Zaś żeby używać zalecanych technik zwanych „artes”, bez których pozostaje jedyne bezsensowne młócenie przycisku X, wciskamy kółko i… tę samą gałkę (później dochodzi i druga gałka pod dalsze „artes”, ale to nie polepsza sprawy – nie mam pojęcia, jak w intensywnej walce, gdzie zaleca mi się szybkie przemieszczanie i okrążanie wroga, swobodnie stosować kombos prawej gałki i kółka!).  Efekt łatwy do przewidzenia w szybko toczącej się potyczce (zwłaszcza, że nawet delikatne odchylenie sprawia, że postać odpala nie tę technikę, której się spodziewamy). Tuż przed każdą walką mamy też irytującą i nagłą pauzę – czasami na tyle długą, że człowiek zaczyna podejrzewać zwis konsoli. Na co idzie cała pamięć operacyjna w Xilii – nie mam bladego pojęcia.

Gra jest banalna i liniowa, dlatego od biedy da się to to przejść. Ale jak na grę ukazującą się pod koniec żywota PS3 jest to wyjątkowo słaba, absolutnie niewarta swej ceny pozycja.


Ocena: 4/10

środa, 18 grudnia 2013

Beyond - Dwie dusze

Granie w nowy tytuł studia Quantic Dreams przypomina oglądanie kiepskiego filmu klasy B, który co rusz samoczynnie się pauzuje. Zadaniem gracza jest zaś wciskać na nowo „play”. Zabawa na sto fajerek.

Dobrym przykładem ilustrującym poziom gry jest scena, w której trzeba podejść do radia i wybrać muzykę do tańca. Nieważne, na co się zdecydujesz -  pyskata okularnica odepchnie Cię ze wzgardą na bok i włączy własną stację. Właściwie, drogi Graczu, do Twojej dyspozycji pozostawiono jedynie tak fascynujące zadania, jak korne przemieszczanie się z punktu A do B. Nic więcej. Bowiem w punktach, w których należy dokonać wyboru (Włożyć tę sukienkę czy tę? Posolić danie czy nie? – ach, te trudne decyzje!), gra wybierze za Ciebie, jeśli będziesz ociągał się z decyzją. Jeżeli zaś zrezygnujesz z brania udziału w sekwencjach walki (popychanie gałki w odpowiednim kierunku), nie spotkają Cię za to żadne konsekwencje – nie można przegrać ani niczego zepsuć. Tak, w jednym miejscu bohaterka może zginąć, ale… i tak trzeba jej na to pozwolić, jeśli chcesz zobaczyć „złe” zakończenie. Nie występuje tu nic takiego, jak „game over – you failed”. Jedyne, czego konsola nie zrobi za Ciebie, to przedreptanie z jednego pokoju do drugiego, co w połączeniu z faktem, że bohaterka rusza się jak mucha w smole, a w momentach skradankowych korzystamy z powolnego wciskania wyświetlanych na ekranie komend, (chociaż ten etap aż prosi się o klasyczne sterowanie znane z setek innych gier przygodowych!), pogarsza jeszcze odbiór i tak wyjątkowo nużącej,  źle napisanej historii.

Właściwie to nie wiem, co dobrego mogę powiedzieć o Beyond, z wyjątkiem tego, że należy się twórcom pochwała za grafikę. Scenariusz (który Cage planował ponoć od dwóch dekad) jest zwyczajnie głupi, a miejscami wręcz żenujący. Co gorsza – nudzi potężnie. Niestety, ale reżysera chyba bardziej fascynowała sama możliwość chodzenia po mieszkaniu wirtualną aktorką i zbieranie skarpetek z podłogi, by miał się jeszcze kłopotać jakimś tam scenariuszem.

 Oferowanie tak kiepskiego pseudofilmu za tak ciężkie pieniądze powinno być karalne.

Ocena: 4/10


Plusy:

+ grafika

Minusy:

- baaardzo kiepski scenariusz z bardzo kiepskimi dialogami,
- fabuła i jej przedstawienie to marny żart – logika i konsekwencja leżą i kwiczą, właściwie nic nie jest wyjaśnione, a postaci zachowują się idiotycznie,
- jedyne, czego się oczekuje od gracza, to przetaczanie się od jednego punktu do drugiego,
- niepotrzebna wulgarność języka (zwłaszcza w polskim tłumaczeniu).