Bardzo lubię przygodówki
point’n’click, ale nie cierpię gier, w których trzeba się sporo naklikać, aby
znaleźć “aktywny piksel” pozwalający wykonać daną czynność. Irytuje mnie, gdy
marnuję czas, próbując rozwiązać daną łamigłówkę i przejść dalej, gdy w
rzeczywistości problemem nie jest brak rozwiązania, ale klikanie nie w ten
punkcik, który przewidzieli twórcy. Do tego jeszcze nigdy nie spotkałam się z
przygodówką, w której DOSŁOWNIE trzeba patrzeć pod nogi, bo inaczej przeoczy
się niezbędne przedmioty i wskazówki (a niektóre są aż nazbyt dobrze ukryte!).
Nie dość więc, że genialny detektyw Doyle’a musiał chodzić po kolejnych
miejscówkach zgięty w pół, z nosem przy ziemi, to jeszcze wpadał na tak
błyskotliwe pomysły, jak ciskanie pudełkami o ścianę z wielką siłą, by
dowiedzieć się, co było w środku (intelekt pierwsza klasa!). Nawigacja jest tragiczna (poruszanie węzłowe)
i łatwo się przez nią pogubić, zagadki okrutnie nudne, zaś dodanie etapów
czasowych czyni z owego tytułu mały koszmarek, który świetnie by się sprawdzał w zastępstwie rózgi pod choinką.
Ocena: 2/10