wtorek, 28 października 2014

CSI: Crime Scene Investigation – Fatal Conspiracy


 „CSI – Fatal Conspiracy” kupiłam za 15 złotych, ale już od początku miałam wrażenie, że przepłaciłam co najmniej trzykrotnie. Najwidoczniej twórcy uznali, że gry bazujące na popularnym serialu będą robić jak najtańszym kosztem. Tylko to tłumaczy, dlaczego otrzymujemy tak szkaradne wykonanie manekinów… eee, znaczy postaci, plastikowe miejscówki, okropną animację, rozgrywkę, która swoim poziomem właściwie obraża dzisiejszą branżę wirtualnej rozgrywki i lichy scenariusz. O poziomie dwóch ostatnich niech świadczy ten przykład – pod paznokciami ofiary, która najwyraźniej walczyła z zabójcą (ślady przemocy), znajduję DNA jej współlokatorki. Udaję się zatem do Brassa (postać z serialu; w grze służy jedynie do wydawania zezwoleń na przeszukania miejsca zbrodni) po nakaz aresztowania kobiety. A w odpowiedzi słyszę: „Nie widzę związku”.

Sama rozgrywka opiera się na monotonnym wyszukiwaniu dowodów typu odcisk palca czy włos i wkładaniu ich do odpowiedniej maszyny w laboratorium. Czasem trzeba poprzestawiać kolorowe klocki lub odtworzyć wzór szarych linii z podanych bloków, co ma w jakiś dziwny sposób imitować dopasowywanie kodów DNA albo odtwarzanie składu chemicznego przedmiotu. Jest to rzecz tak infantylna i nudna, że aż dziw bierze, że ktokolwiek podpisał się pod gotowym produktem. Gra jest przy tym koszmarnie liniowa. Niby wszystkie przygodówki są, ale chyba żadna nie daje tego odczuć w równym stopniu, co nie dająca ci możliwości popełnienia najmniejszego błędu CSI-FC.

Sterowanie nie jest wygodne, ale domyślam się, że przeniesiono je wprost z wersji PC, gdzie gra się myszką. To jednak nie tłumaczy, dlaczego parokrotnie musimy przesuwać kursorem do znudzenia, aż łaskawie, w jednym konkretnym punkciku, wyskoczy nam ikonka użycia narzędzi. Tak, to stare niedobre szukanie piksela, znane z dawnych przygodówek (i skaza niektórych z nowszych), innymi słowy – niczym nieusprawiedliwiona żenada. Do  tego dochodzi telefon komórkowy, za pomocą którego badamy z grubsza przedmioty i co rusz przemieszczamy się z jednej paskudnej, plastikowej miejscówki do drugiej. Czy naprawdę interfejs nie może być bardziej przyjazny użytkownikowi? Czy to musi być tak niewygodne?

Werdykt? Bubel nie warty nawet złotówki. Jedyny plus mogę dać za brak bluzgów, którymi bohaterowie chętnie rzucali w „Niezbitych dowodach”.


Ocena: 3/10