środa, 15 października 2014

Silent Hill Shattered Memories


Największy problem z „Shattered Memories” polega na tym, że gra tak naprawdę w ogóle nie należy do serii Sileni Hill. Ale gdyby nie SH w tytule, pies z kulawą nogą by się koło niej nie zakręcił.

Twórcy chętnie mówili (a naiwni recenzenci zaczęli bezmyślnie to powtarzać), że przewyobrazili (nie wiem, jak sensowniej oddać słowo „re-imagine”) pierwotną historię. Gdyby przedstawić analogię ich działań, wyglądałoby to tak, że kręcę film o dresiarzach snujących się z nudów po mieście i daję im imiona bohaterów Sienkiewicza. I tak oto mogę śmiało twierdzić, że przewyobraziłam Trylogię.

Ponieważ gra rozpoczyna się od paru pytań u psychiatry, chyba nikogo nie zdziwi, gdy pod koniec okaże się, że cała historia ma miejsce jedynie w głowie Cheryl, córki Harry’ego Masona, głównego bohatera sławnej gry „Sileni Hill”. Tak, jak w SH, tu też jesteśmy Harrym i szukamy zaginionego dziecka, chodząc po przeraźliwie pustym mieście (przeraża nuda tego miejsca, nie ma w nim żadnej atmosfery grozy) o znajomej nazwie i spotykając postacie o znajomych imionach, które nie mają absolutnie nic wspólnego z dobrze znanym graczom uniwersum serii. W międzyczasie czytamy wiadomości tekstowe, które niczemu nie służą, robimy telefonem równie bezużyteczne zdjęcia oraz szukamy przedmiotów, macając ściany. Te atrakcje są co jakiś czas przerywane pojawieniem się zlodowaciałego innego wymiaru, w którym każe się nam uciekać przed humanoidalnymi potworami w poszukiwaniu wyjścia z labiryntu korytarzy. I oto właściwie cała rozgrywka – sprint do najbliższych drzwi, łażenie po pustym mieście, sprint do drzwi, łażenie, sprint, łażenie, sprint, łażenie, sprint, łażenie… Zabawa na sto dwa.

Grafika i animacją ujdą w tłumie, ale dźwięki są nieznośne – zwłaszcza trzeszczenie oznaczające bliskość wrogów i piskliwy krzyk, który brzmi idiotycznie. Muzyki prawie w ogóle nie ma, a po skończeniu gry od razu się ją zapomina. Przyznam, że nie potrafię znaleźć ani jednej rzeczy, dla której miałaby komukolwiek polecić granie w SH:SM. To nie jest ani „Silent Hill”, ani nawet dobra gra.

Ocena: 4=/10