Muszę przyznać,
że z całej serii gier o krainie Arland (o co w niej chodzi i na czym polega rozgrywka opisałam w notce o Atelier Rorona), Totori prezentuje się
najznośniej. Fabuła, płaska jak zawsze, potrafi mimo wszystko wciągnąć,
postacie stały się w jakiś sposób mniej irytujące niż w Roronie i Meruru, a Japończycy,
o dziwo, hamowali się tu też ze swoimi porno-lolitkowatymi ciągotami (choć
dostajemy art z wyeksponowanymi majtkami i mackami potwora morskiego). Ogólnie
jest całkiem przyzwoicie, a gra powinna spodobać się wygłodniałym fanom
turowych rpg-ów, znużonym obecną modą na szybką walkę i walenie po przyciskach.
Miłośnicy zbierania ziółek i minerałów tudzież wytwarzania magicznych
przedmiotów mogą spokojnie sięgać po ten tytuł.