środa, 16 listopada 2011

Professor Layton and the Lost Future



W „Lost Future” profesor Layton i jego wierne popychło... uch, znaczy – asystent, Luke, spotykają królika – ofiarę naukowych eksperymentów. Zwierzak, który wcześnie stracił rodziców i był torturowany w imię postępu, zostaje skarcony przez naszych protagonistów za... brak entuzjazmu i radości życia (!) – w końcu teraz jest już wolny, mówią mu. Bardzo żałowałam, że królik nie rzucił się na nich obu i nie przegryzł im tętnic szyjnych.

Moje największe rozczarowanie co do pierwszej części Laytona - pomijając nudnych bohaterów, odpychający styl rysowania co poniektórych postaci, smętną muzykę i ogólną monotonię - wiązało się z niewykorzystaniem potencjału dotykowego ekranu DS-a i wypełnieniem gry głównie zagadkami „książkowymi”. Seria postanowiła ugrzęznąć na dobre we wszystkim tym, co zaoferowała jedynka i serwować nam podobny zestaw do oporu. Dostajemy więc odgrzewanego kotleta, nieco mocniej doprawionego pieprzem – tym pieprzem były w "Lost Future" wyjątkowe udziwnienia przejawiające się w skrajnym brzydactwie niektórych postaci oraz niebywale ciężkostrawna historia. Jeśli ktoś myślał, że po ostatniej części ("Pandora's Box") nie można sklecić w tej serii bardziej naciąganej, wydumanej i absurdalnej fabuły, to – niestety - jedynie się łudził. Do tego wszystkiego dochodzi przewidywalność – czasem myślę, że gdyby w odpowiednich miejscach tej produkcji umieszczać fotki reżysera trzymającego tabliczki głoszące: „Uwaga! Zaskoczenie!” albo: „Nagły i dramatyczny zwrot akcji!”, mielibyśmy choć maleńką odrobinę humoru. A tak mamy tylko silenie się na kreskówkową „epickość”. Ach! Och! Ech!

Dobrze, że są jeszcze zagadki. Również odgrzewane kotlety, znane numery ze ściśle określonego repertuaru, ale zawsze. Niestety, jeśli grałeś już kiedyś w Laytona, miast rozwiązywać łamigłówki, będziesz przez większość czasu rozbijać system – tzn. szukać haczyków i wypatrywać mylących informacji w instrukcjach. Ot i wszystko.

Jak dla mnie: stanowczo najmniej zjadliwa część z całej dotychczasowej serii. Końcowa ocena i tak wydaje mi się zawyżona. Ale da się zagrać.

Ocena: 6=/10

Ech, gdyby tylko „Puzzle Agent” miał porównywalną ilość zagadek i o wiele dłuższą fabułę!