piątek, 28 grudnia 2012

Call of Duty Black Ops 1 i 2


Notkę przygotował Psycho-Mantis.


Podseria Call of Duty „Black Ops” poza byciem zwyczajową przepełnioną akcją strzelanką, stara się opowiedzieć trochę bardziej zawiłą historię. Jest okres zimnej wojny, walki dwóch mocarstw, wyścigu zbrojeń i wpływów. To okres rozwoju technologii z pogranicza SF i parapsychologii: powszechnym było łamanie ludzkiego umysłu i „pranie” mózgu. W takich właśnie klimatach  przebiega pierwsza część gry. Uważa się, że jest to najlepsza część CoD, jaka wyszła. Pewnym jest, że ma genialną kampanię z wciągającą fabułą, zwrotami akcji i fantastycznym zakończeniem; otrzymujemy świetny soundtrack, gameplay, multiplayer... i tryb zombie. W zasadzie jedyne wady to te, które można odnieść do całej serii CoD:  totalnie plastikowe bronie, które nie dają żadnego poczucia masy.

Plusy:
+ fabuła
+ akcja i filmowość rodem z filmów sensacyjnych
+ klimat zimnej wojny
+ tryb zombie
+ mini gry
+ soundtrack
+ multiplayer

Minusy:
- odgłos broni.

Ocena: 8+


Po fenomenalnej pierwszej części nadzieje graczy były niezwykle pobudzone. Sporym zaskoczeniem i rozczarowaniem było przeniesienie akcji z zimnowojennej rzeczywistości do niedalekiej przyszłości, niemniej niezwykle udane Black Ops kusiło obietnicą równie udanej kontynuacji. Niestety, na nadziejach się skończyło.

Cała oś fabularna skupia się na pościgu za niezwykle groźnym terrorystą, Menendezem, na tle nowej zimnej wojny między Chinami a USA. Akcja została poprowadzona w taki sposób, że skaczemy co misja między rokiem 1986 a 2025, przez co dotkliwie cierpi spójność fabularna: zadania wydają się niepowiązane, zaś sama historia na siłę stara nam się wmówić głębię i logikę w działaniach głównego złego. Fabuła jest miałka i dosłownie po chwili przestaje interesować. Całe to lekko futurystyczne S-F przypomina filmy klasy „B”, gdzie źli muszą mieć całą ścianę migających lampek, bo to takie nowoczesne i technicznie zaawansowane. Tymczasem na polu walki standardem stały się drony, a my do dyspozycji dostajemy jakiegoś słoniowatego robota na czterech kończynach, który nie dość, że wygląda jak jakiś nieudany prototyp, to jeszcze zachowuje się absurdalnie, co chwila kładąc się na ziemi. Co gorsza, twórcy nie mieli pomysłu, jak rozwiązać jego obracanie się, toteż lewituje on w powietrzu i jego model po prostu obraca się wokół własnej osi…

Misje fabularne przeplecione są misjami, gdzie dowodzimy jednostkami widzianymi z góry - jest to swego rodzaju RTS dla ubogich, gdzie wszystko sprowadza się do wyznaczania jednostkom punktów obrony. By wygrać, musimy po prostu wcielić się w dowolnie wybranego żołnierza i tradycyjnie z widoku fps wybić wszystko, co się rusza, samemu, bowiem bez podobnej interwencji, jednostki nie są w stanie poradzić sobie na mapie.

Słowem - wielki zawód i rozczarowanie. Grę ratuje tylko ciągle dający masę zabawy tryb zombie. Wygląda na to, że twórcy wycisnęli z serii wszystkie soki i zaczynają odskrobywać spaleniznę z dna gara .

Plusy:
+ tryb zombie
+ akcja i filmowe strzelaniny.

Minusy:
- miałka fabuła
- mało wyrazisty soundtrack
- kolejny taki sam multiplayer
- odgłos broni.
- totalnie wyeksploatowany silnik gry
- sztuczne SF
- liczne klony wrogów

Ocena: 5=