wtorek, 16 listopada 2010

Phoenix Wright: Ace Attorney Trials and Tribulations


Trzecią część serii "Gyakuten Saiban" (znaną na Zachodzie jako "Phoenix Wright") śmiało można określić jako jeden wielki "fan-service", czyli grę przygotowaną specjalnie dla wiernych fanów, najeżoną smaczkami i wyczekiwanymi przez nich (choć często bezsensownymi) rozwiązaniami fabularnymi.

Fani chcieli bliżej poznać zmarłą mentorkę głównego bohatera serii - przygotowano więc rozprawę, w której to ona jest obrońcą. Fani uwielbiają prokuratora Edgewortha - dostali więc jego nieco odmłodzoną wersję, w stroju wywołującym piski żeńskiej części wielbicieli. Fani lubią jak Phoenix Wright wychodzi na idiotę - dostajemy więc młodszego Phoenixa w roli błazna. Fani chcieli w końcu, by przeciwnikiem na sali był ktoś z bolesną przeszłością, charyzmą i czymś niesamowitym - stworzono dla nich prokuratora Godota - młodego, siwowłosego, uzależnionego od kawy mężczyznę w przedziwnym kasku na głowie. Pojawiają się postacie znane z poprzednich dwóch odsłon (oskarżyciel Payne!) i ogólnie nie jest to część, od której powinno się zaczynać przygodę z serią.

Rozgrywka pozostała niezmieniona. W sumie po co naprawiać coś, co nie jest zepsute? Mimo wszystko serii przydałoby się rozbudowanie funkcji stylusa i dotykowego ekranu - zdmuchiwanie proszku daktyloskopijnego przez dmuchanie w mikrofon konsolki prezentuje się świetnie i naprawdę szkoda, że od początku serii mało jest tak twórczego korzystania z możliwości, jaką oferuje sprzęt.

Osobiście rozczarowały mnie postacie. Godot wygląda lepiej niż się prezentuje - przyznam, że momentami mnie irytował - zaś młody Phoenix to jakieś kosmiczne nieporozumienie. Nie dość, że jest błazeński aż do przesady, to jego pojawienie się na sali rozpraw nijak się ma do oświadczeń Phoenixa z pierwszej części serii, w której twierdził, że nie ma pojęcia, jak to jest stanąć na miejscu dla świadków (amnezja?).

To dobra gra, ale tylko dla tych, którzy dobrze się bawili przy dwóch poprzednich częściach.

Ocena: 7-/10