poniedziałek, 17 czerwca 2013

Resident Evil 5




„Resident Evil 4” dowiódł, że nawet jeśli postać nie potrafi chodzić i strzelać (bądź przeładowywać broni) jednocześnie, i tak można stworzyć fantastyczną grę na najwyższym poziomie. Bohaterowie „Resident Evil 5” nadal nie nabyli podzielności uwagi umożliwiającej im poruszanie się i eliminowanie wrogów w tym samym czasie. Za to gracze otrzymali możliwość kooperacji. I to był strzał w dziesiątkę.

Co prawda twórcy zdążyli - jeszcze w fazie produkcji - naobiecywać potencjalnym nabywcom mnóstwo gruszek na wierzbie (jak choćby to, że temperatura i światło będą mieć wpływ na rozgrywkę!), ale kooperacja pozwoliła wybaczyć zarówno niedotrzymanie obietnic, jak i kompletny brak grozy w tym niby survival horrorze. Granie w dwie osoby, nieważne czy idzie o split-screen czy o tryb online, jest świetne, działa płynnie i dostarcza masę pozytywnych emocji. Grę można oczywiście przejść w pojedynkę, ale sterowany przez konsolę partner potrafi momentami napsuć nieco krwi, choć nie daje powodów do nagminnej frustracji.

Gra jest naładowana akcją i doprawdy pod względem rozgrywki niewiele jej można zarzucić – może to, że jest odczuwalnie zbyt krótka – człowiek pograłby sobie jeszcze na split-screenie, ale na myśl, że po raz n-ty mamy przemierzać te same, niezbyt liczne, obadane już ze wszystkich stron miejscówki, zwyczajnie odechciewa się tego (a tryb Mercenaries, choć całkiem wciągający, nie jest w stanie złagodzić uczucia niedosytu). Ogromna szkoda, że twórcy nie wykorzystali też potencjału, jaki daje kontynent afrykański – co prawda można napotkać potworną hienę, ale nie ma co liczyć na zmutowane żyrafy, słonie czy lwy. Ach, dlaczego?!

Pod względem wizualnym tytuł prezentuje się ślicznie, a brzmi co najmniej dobrze. Nawet pomimo archaicznych rozwiązań, niewykorzystanego potencjału i dotkliwie odczuwalnej krótkości, RE5 należy do czołówki najlepszych gier obecnej generacji.

Ocena: 8+/10