Autorem recenzji jest Psycho-Mantis.
Battlefield 3 to chyba najgorętsza i najbardziej wyczekiwana premiera tego roku. Wszystko oczywiście za sprawą multipleyera, który jest sednem całej pozycji. Twórcy złożyli wiele obietnic względem nowej części, a przez ostatnie pół roku chętnie szczycili i chwalili się tym, co udało im się osiągnąć. Czy dotrzymali obietnic?
W trybie singleplayer twórcy postanowili odejść od konwencji typowej dla ostatnich części BC, czyli dość swobodnego podejścia do misji i doboru sprzętu oraz odradzania się po zgonie w sposób podobny do multipeyera - bez cofania zdarzeń w grze. Tym razem mamy typowe checkpointy, do których cofamy się w razie śmierci. Grając, trudno nie zauważyć nawiązań do Call of Duty - DICE najwyraźniej chciało skubnąć sukcesu konkurencyjnej serii, wykorzystując sporo patentów znanych z serii Modern Warfare. Tryb prowadzenia fabuły żywcem zaczerpnięty jest z CoD:Black Ops. Cała oś historii oparta jest o przesłuchanie głównego bohatera przez dwóch agentów rządowych, a wydarzenia, w których uczestniczymy, są relacjami, o których opowiada. Taki pomysł był już wykorzystany w niemal kultowej grze czasów Playstation 2 jakim było „Black” zatem nie jest to pomysł jakoś szczególnie świeży, ale pozwala gładko wytłumaczyć dosyć intensywne skakanie po całym świecie i zmiany głównych bohaterów oraz zadań. Natomiast w nowym BF, chcąc skopiować nieco intensywność i „filmowość” serii CoD, twórcy upchali spektakularne akcje i skrypty, które jednak rozwiązane są dosyć topornie. Poszczególne misje łączy dość ogólnie intryga kręcąca się wokół zamachów terrorystycznych, natomiast nie da się ukryć, że jest to połączenie nieco na siłę, a jego wykonanie jest mało spójne. Latanie samolotem, który to jest właściwie celowniczkiem na szynach, jest wciśnięte na siłę i niewiele wspólnego ma z samą fabułą gry. W tym aspekcie o wiele lepiej moim zdaniem wypada nowy Medal of Honor, przy którym DICE przecież też pracowało, a w którym wszelkie odstępstwa od biegania z karabinem były bardzo naturalnie wplecione.
Co się tyczy samej kampanii, to nie można jej zarzucić, że jest zła. O nie - jest fajnie, intensywnie, strzelanie jest bardzo przyjemne, a walki podczas trzęsienia ziemi czy desant Rosjan to naprawdę świetne momenty. Niestety, ciągle odnoszę wrażenie, że ta gra jest za krótka o połowę. W danym regionie wykonujemy słownie jedną misję która w sumie polega na przebiciu się z punktu A do punktu B. Brakuje jakieś „megatony” na finał każdego etapu. Co gorsza, samo przebijanie się przez zastępy wrogów oparte jest na straszliwie archaicznych podstawach - trzeba cały czas napierać, inaczej wrogowie nie przestaną się respawnować: można zabić całe bataliony, a ci będą dalej pchać się w ciemno pod lufę – i tak w nieskończoność, dopóki nie nadepniemy na kolejny checkpoint, a gra nie przesunie respawnu wrogów dalej. Wyjątkiem są misje, w których to my się bronimy, wtedy ich liczba jest określona.
Kampania, mimo iż całkiem niezła, rozczarowuje - zwłaszcza po licznych obietnicach i przechwałkach. Co gorsza, przez dość chłodne przyjęcie kampanii twórcy szybko zaczęli tłumaczyć, że właściwie single to tylko rozgrzewka i nie przykładali do niej uwagi, co kłóci się z ich zapowiedziami i pozostawia jeszcze większy niesmak.
Jeśli chodzi o oprawę audio, to jest wyśmienicie w obydwu trybach. Największy atut gry to jak zwykle dźwięki broni które są „mięsiste” i metaliczne. Każdy strzał, brzękot metalu, stukające łuski... Czuć masę, niemal smar i zapach prochu. Nie inaczej jest z dźwiękami otoczenia – możemy liczyć na realistyczne wybuchy i świsty kul. Jest to coś niesamowitego: możemy bowiem poznać, że snajper do nas mierzy i spudłował po charakterystycznym świście kuli, która nas mija (to znak by rzucić się na ziemię za jakąś osłoną). Takich smaczków jest więcej: łuski wydają różny odgłos w zależności od podłoża na jakie upadają, a gang silników maszyn, czy trzask zamka w karabinie maszynowym po oddaniu ostatniego naboju z taśmy to rozkosz dla każdego miłośnika wirtualnego pola bitwy.
Gra obsługuje przestrzenny głos DTS5.1. Niestety, w tym momencie zaczynają się schody. Jeśli ktoś nie posiada zestawu kina domowego, może mieć podobne do moich problemy. Mój telewizor nie obsługuje tego systemu i we wszystkich trybach gry nie słychać wielu dźwięków, zwłaszcza w przerywnikach filmowych i większości dialogów, oraz wszystkich komend wydawanych przez radio w czasie gry. W opcjach co prawda jest możliwość zmiany ustawień na „TV”, ale... nie działa. Wypróbowałem wszystkie konfiguracje i zmiany, także w systemie PS3 i niestety nie rozwiązuje to problemu. Jedyny jak dotychczas ratunek to po prostu posiadać słuchawki z dźwiękiem przestrzennym albo nowy Headset Sony 7.1 (dźwięk jest fenomenalny).
Kolejny problem z dźwiękiem pojawia się multiplayerze, w którym dźwięk otoczenia czasem znika. Słychać nasze poczynania i graczy wokoło nas, ale nie słychać efektów oddalonej bitwy, nie ma żadnego echa ani pogłosu, dźwięki otoczenia jak ptaki, czy szumy wiatru zamierają. Bardzo dziwne uczcie - jakby człowiek znajdował się w próżni, co gorsza, jest to zjawisko bardzo częste i totalnie losowe. Czasem pojawia się tuż po respawnie, czasem po dłuższym czasie bez zgonu, a czasem trwa przez całą mapę, żeby w następnej nie wystąpić. Nie wiem, czym jest spowodowane, ale jest bardzo uciążliwe.
Na olbrzymi plus należy zaliczyć pełną polonizację, z napisami i głosami. Głosy są dobrze dobrane, ale przede wszystkim aktorzy wypadli naprawdę świetnie - nie czuć sztuczności, a zawarte przekleństwa, które latają gęsto, są naprawdę wpasowane idealnie.
W multi jak zwykle do dyspozycji mamy sporo „zabawek”, do których odblokowujemy różnego rodzaju kolimatory, lepszą amunicje czy lunety. Jest w czym wybierać i każdy znajdzie coś dla siebie. Nowością są gadżety, jak mały robot, który pozwoli nam instalować, czy rozrabiać zdalnie ładunki i naprawiać pojazdy, przenośny moździerz (dla mnie strzał w dziesiątkę!), czy w końcu miny p. piechotne. Niektóre akcesoria są jednak co najmniej nietrafione. Choćby latarka taktyczna, którą możemy podczepić do praktycznie każdej broni, której zadaniem jest oślepić przeciwnika. Wszystko fajnie, ale to nie jest latarka, a jakiś halogen przeciwlotniczy - gdy ktoś świeci prosto na nas, słup światła zasłania dosłownie cały ekran tak, że nie widzimy nie tylko wroga, ale w ogóle nic nie widzimy. Dyskusyjne jest także działanie granatów - nie dość, że nie da się ich przytrzymać, to jeszcze czas do wybuchu jest tak długi, że wszyscy spokojnie zdążą uciec - jedyna okazja do zabicia granatem to wtedy, gdy przeciwnik nie zorientuje się, że takowy jest koło niego
Największe zmiany tyczą się jednak lotnictwa, które wreszcie nie jest bezkarne - sam pilotaż został nieco utrudniony, dzięki czemu trzeba więcej wprawy i przynajmniej na razie wyeliminowało to denerwujące zjawisko kręcenia bączków śmigłowcem nad respawnem przeciwnika. Teraz piechota posiada ponadto kierowane pociski p. lotnicze, które wreszcie potrafią coś zestrzelić, choć i tak dalekie są od ideału, śmigłowce i tak dalej dają olbrzymią przewagę, gdyż po odblokowaniu ulepszeń jak flary, czy zagłuszacze naprowadzania, pozwalają być prawie bezkarnym w powietrzu. Mimo to postawiono krok w dobrą stronę, choć ciężko zrozumieć, czemu jedyne stacjonarne działko p. lotnicze znajduje się tylko na respie, a jego zasięg jest śmieszny, tak samo skuteczność.
Jeśli chodzi o pojazdy pancerne, to zdecydowanie sprawy obrały tragiczny wręcz obrót. Czołgi są tak niesamowicie słabe, że pojedynczy żołnierz z RPG nie ma problemu z ich wyeliminowaniem. Wystarczą ledwie dwa pociski w tylne partie wozu, by ten wybuchł - fajnym efektem jest to, że czołg zostaje unieruchomiony poniżej 50% sprawności, ale w zasadzie nie ma to żadnego znaczenia bo byle strzał z granatnika p. pancernego zabiera więcej niż 50 % energii, a poniżej tego limitu spada on samoczynnie pod wpływem pożaru, więc faktycznie jeden celny strzał potrafi wyeliminować pojazd, drugi jest już tylko kwestią dobicia i zebrania dodatkowych punktów XP. W ogóle pojazdy są tak zaskakująco słabe, że czasem odnoszę wrażenie, że rzut kamieniem by je unieruchomił, można je niszczyć nawet przenośnym palnikiem inżyniera...
Żeby było mało, zwłaszcza czołgi duszą się niemal, podjeżdżając pod jakiekolwiek wzniesienie, nawet ledwie kilkuprocentowe. Ogrodzenie z siatki bywa zaporą, na której skutecznie się zatrzymamy, nie wspominając o małych murkach, czy 20 centymetrowych przeszkodach pod które nie jest w stanie podjechać. Pojazdy mają do dyspozycji szereg swoich ulepszeń, jak kierowane pociski p. pancerne, jednak to piechota i lotnictwo jest głównym i śmiertelnym zagrożeniem. Do obrony drugi gracz może obsługiwać obrotowy karabin maszynowy, jednak jest on nad wyraz słaby, nie jest w stanie zestrzelić czegokolwiek, a ubicie piechociarza jest możliwe tylko, jeśli ten znajduje się na otwartej przestrzeni. Bez najmniejszego problemu można podbiec do czołgu, obłożyć C4 i wysadzić się razem z nim - kary za samobójstwo nie ma, a czołg to nieraz nawet 500XP, co gracze chętnie wykorzystują.
Podstawowe działo zabija tylko strzałem dosłownie pod nogi, bo stojącego metr od wybuchu co najwyżej okaleczy lekko. Do obrony możemy odblokować też dodatkowe akcesoria, jak lekki karabin maszynowy (nie jest lepszy od tego obrotowego), czy ciężki, który jest tak wolny, że każdy przed nim ucieknie. Tak na marginesie, to posiada on lekki bug graficzny - skrzynka z amunicją lewituje w powietrzu około 20 centymetrów obok.
Ostatnią deską ratunku, na którą liczyłem, jest kartacz. Według opisu wydawać by się mogło, że jest on obroną w postaci pocisku, który wybucha nad pojazdem i zasypuje wszystko stalowymi kulkami. Nic bardziej mylnego! To pocisk p. piechotny do działa głównego! Cóż, pomyślałem sobie, że pocisk taki będzie bardzo przydatny, wystarczy strzelić w okolice piechoty i kulki zrobią resztę. Niestety, to tak nie działa. Prawda jest taka - o zgrozo! – że to my strzelamy tymi kulkami! Trzeba wycelować w żołnierza i strzelić! Dostajemy więc w istocie duży shotgun...
Owszem wzorowane to jest na prawdziwych pociskach "canister shell" jednak prawdziwy pocisk działa na zasadzie rażenia wielu celów miękkich w okręgu proporcjonalnie wielkim do odległości od wylotu lufy. W grze rozrzut nie zmienia się wraz z odległością i trafienie kilku przeciwników graniczy z cudem, nie mówiąc o tym, że do obalenia jednego należny wycelować bardzo dokładnie w jego środek. Broń ta nie toleruje jakichkolwiek wychyleń, musi trafić w sam środek pojedynczego żołnierza. Dlatego uważam, że jest to kuriozum, pociski takie stworzono do rażenia wielu celów na średnim dystansie i mimo iż są nazywane shotgunem, to niewiele mają z nim wspólnego. W grze zasada funkcjonowania tego pocisku nie rożni się praktycznie efektem od standardowego, tak czy siak trzeba trafić bezpośrednio innego gracza, więc jest on bezużyteczny.
Owszem wzorowane to jest na prawdziwych pociskach "canister shell" jednak prawdziwy pocisk działa na zasadzie rażenia wielu celów miękkich w okręgu proporcjonalnie wielkim do odległości od wylotu lufy. W grze rozrzut nie zmienia się wraz z odległością i trafienie kilku przeciwników graniczy z cudem, nie mówiąc o tym, że do obalenia jednego należny wycelować bardzo dokładnie w jego środek. Broń ta nie toleruje jakichkolwiek wychyleń, musi trafić w sam środek pojedynczego żołnierza. Dlatego uważam, że jest to kuriozum, pociski takie stworzono do rażenia wielu celów na średnim dystansie i mimo iż są nazywane shotgunem, to niewiele mają z nim wspólnego. W grze zasada funkcjonowania tego pocisku nie rożni się praktycznie efektem od standardowego, tak czy siak trzeba trafić bezpośrednio innego gracza, więc jest on bezużyteczny.
Swoją drogą, zauważyłem pewną zależność: RPG jesteśmy w stanie zabić kilku żołnierzy w zasięgu nawet 2, 3 metrów, praktycznie zniszczyć czołg, ale helikoptera już nie. W drugą stronę, działem czołgowym nie możemy pojedynczym strzałem zabić żołnierza stojącego pół metra od wybuchu. Balans ten jest dla mnie co najmniej dziwaczny. No, ale zostawmy już te nieszczęsne czołgi.
Pamiętając niesamowitą destrukcję otoczenia w BF: Bad Company 2, wszyscy liczyli na jeszcze większy nacisk na ten aspekt w kontynuacji. Niestety, został wykonany olbrzymi krok wstecz. Odpadają głównie boczne ściany, i to na niewielu budynkach. Boleśnie widać to na mapie: „Przeprawa przez Sekwanę”, gdzie ledwie kilka obiektów w ogóle ulega jakieś destrukcji. Zawalić się mogą ledwie pojedyncze garaże, a otoczenie jest tytanowe - śmietniki czy kontenery są nie do przesunięcia czy zniszczenia i stanowią niesamowitą osłonę, jest to jeden z przyczynków do słabości pojazdów opancerzonych - nie są w stanie nic zniszczyć. Ponadto mam wątpliwości co do granic obiektów - często zabija się przeciwnika, który stoi przy krawędzi ściany, ale go nie widać; wystarczy strzelać po granicy obiektów, a kule magicznie przenikają krawędzie.
Bardzo atrakcyjnym elementem jest animacja przeskakiwania obiektów. Niestety, dosyć często konsola się myli i wyrzuca nas z powrotem przed murkiem, który chcieliśmy przeskoczyć, co kończy się zgonem. Wprowadzono też ciche zabicie od tyłu z jednoczesnym zabraniem nieśmiertelnika, wzorem tego co widzieliśmy w Killzone 3. Niestety, tu granica tego jest strasznie płynna - można złapać biegnącego przeciwnika i wbić mu nóż, ale stojącemu z lekkiego boku, gdy ten nas nie widzi, już nie. Ponadto- od tyłu możemy złapać swoją ofiarę z niesamowitej odległości, co magicznie nas do niej przybliży, ale z boku machamy nożem jak głupi i już się złapać go nie da, co często kończy się zgonem, bo w końcu się obróci w naszą stronę, po którejś nieudanej próbie złapania. Co gorsza, kompana który został złapany nie da się uratować, w Killzone 3 gdy zauważymy, że ktoś „złapał” członka naszej drużyny, mamy ułamki sekund, by zabić napastnika i go uratować. Tu można zabić atakującego, ale nie ratuje to ofiary – zabicie napastnika nie przerywa bowiem animacji zabijania postaci. Głupota totalna.
Jeśli chodzi o grafikę, trzeba sobie powiedzieć jasno - to na pewno jest jedna z ładniejszych gier na obecną generację konsol. Grafika jest ładna, zewsząd nie straszą ząbki a animacja jest płynna. Natomiast oprawa jest nieco nierówna - miejscami robi piorunujące wrażenie mistrzowską grą świateł, by zaraz porazić nie najlepszej rozdzielczości obiektami. Ogólnie jest dobrze, choć w trybie multi gra jest brzydsza od singla - w dodatku odnoszę wrażenie, że sporo elementów jest brzydszych niż w BF:BC2, jak choćby pojazdy, na które tak narzekam - poprzednio były bardziej zdetalowane i miały fajny efekt ruchu w postaci bujających się fartuchów czy tobołków. Tu w zasadzie ruszają się tylko anteny.
Co do trybów gry, to są wszystkie już dobrze znane jak deadmatch, czy wysadzanie przekaźników, no i oczywiście król trybów, czyli „podbój” z przejmowaniem pozycji. Mapy są bardzo fajne i - co rzadko się zdarza - wszystkie mi się podobają, natomiast, co trzeba zaznaczyć, nie do końca są przemyślane. Praktycznie każda mapa dyskryminuje którąś z drużyn. Za przykład niech posłuży mapa „metro” w trybie podbój. Do środkowej flagi od strony amerykanów prowadzą tylko dwie drogi, które kończą się w tym samym miejscu, a prowadzą do małej ścianki tuż przy końcu sporej hali. Co gorsza, trzeba tam wejść po schodach, co powoduje, że wychodzi się zawsze pod lufy wroga, który pokampiony po wszelkich rogach hali ma jak na widelcu pod ostrzałem jednocześnie oba wejścia. Żeby tego było mało, jedyna osłona to ściana na środku, która z obu stron jest odsłonięta dodatkowymi korytarzami, z których wróg może zasypywać granatami, a bliskość ściany za plecami, powoduje, że wystarczy na ślepo strzelać pociskami RPG, żeby zabijać chowających się za tą jedyna ścianką na środku ludzi.
To tylko przykład, bo jest tego więcej, jak choćby „Kanały”, gdzie amerykanie muszą pokonać wodę i się zdesantować, jeśli stracą wszystkie punkty, to praktycznie nie mają już szans w ogóle dotrzeć do nabrzeża. Co ciekawe, w tej samej mapie, Rosjanie mają do dyspozycji na starcie 2 czołgi i 2 transportery, a Amerykanie jedynie amfibie i AFV. Dziwaczna nieco ta dysproporcja.
Ze zmian na plus, należy wymienić przede wszystkim fakt, że po wielu częściach, dodatkach i latach od pojawienia się BF’a 1942 na komputery, doczekaliśmy się wreszcie respawnów, na które nie mogą chadzać wrogowie, by zabijać odradzających się graczy. Dojrzewali do tego twórcy dłuuuuugo, ale wreszcie zauważyli chyba ten problem, co cieszy niezmiernie, choć tak długi okres dziwi, głosy by to poprawić pojawiały się już przy pierwszej części gry, a bywały nawet funowskie mody to dodające.
BF3 to gra, o której można pisać długo, zarówno dobrze, jak i źle, ale pewne jest jedno – jest to obowiązkowa pozycja dla każdego miłośnika wirtualnego pola bitwy, przez którą wszystkie inne serwery ze strzelankami fps przynajmniej na razie opustoszeją. Jest to gra, która jest ładna, ma świetny dźwięk, sporo zmian, jak zwykle zachwyca ilością broni, możliwościami, nowymi pomysłami, czy poprawkami, na które gracze czekali od lat, a jednocześnie przynosi masę nieoczekiwanych niedopracowań, błędów, bugów i dziwnych rozwiązań.
Gra sama w sobie, mimo ułomności i bugów, jak karygodna wpadka z dźwiękiem, spokojnie się broni. Mimo to, grając, odnoszę nieodparte wrażenie, którego nie mogę się pozbyć, że to wszystko to tylko Beta. Po tych wszystkich zapewnieniach, przechwałkach, ciągłym docinaniu serii CoD, podkręcaniu hype’u, jaka to genialna gra nadchodzi, jestem mocno rozczarowany. Najwięcej szkody grze narobili sam twórcy, którzy wieścili niesamowite cuda, jakich dokonali niemal na każdej płaszczyźnie, a niemal żadnej obietnicy nie spełnili - czasami wręcz się uwstecznili! Rozbudzili apetyty na grę przełomową, a ona jest po prostu dobra - dlatego moja ocena będzie odzwierciedleniem tego niesmaku i poczucia oszukania względem obietnic twórców.
Dobrym podsumowaniem całej sytuacji z BF3 jest Battlefield 1943, który miał być dodawany za darmo do wersji na PS3. Tuż po premierze gracze ze zdumieniem stwierdzili, że nie ma go na płycie, a wydawca nabrał wody w usta. Po krótkim czasie orzekł, że nigdy nic takiego nie obiecywał. Dopiero od niedawna można uzyskać kod na darmowy egzemplarz z PSN, po tym jak przez internet przelała się fala krytyki. Cóż, lepiej późno niż wcale - dobrze, że naprawili swój błąd. Szkoda tylko, że niesmak pozostał.
Plusy:
+ dźwięki broni (!)
+ dźwięki otoczenia
+ fajna kampania
+ multiplayer
+ rozbudowany arsenał
+ gadżety do broni
+ zablokowane przed wrogiem respawny
+ poprawione śmigłowce
+ grafika
+ polska wersja!
Minusy:
- problemy z dźwiękiem
- bugi, niedopracowania
- dyskusyjne rozwiązania
- osłabienie czołgów
- uwsteczniony system destrukcji otoczenia
- niespełnione obietnice twórców oraz nadmierny hype, który zaszkodził
Battlefield 3 to pozycja spokojnie na 8, ujmuję jeden punkt, za totalnie kuriozalne rozwiązania i masę notorycznych bugów, które skutecznie niszczą radość gry. Drugi punkt ujmuję za nadmierne przechwałki, sztuczne nakręcanie emocji i - delikatnie mówiąc - mijanie się z prawdą przed premierą gry.
Ocena: 6+/10
Patch: 01
Właśnie ukazał się bardzo duży (700MB) patch. Jak można się było spodziewać, poprawia on wiele aspektów gry, między innymi: płynność i optymalizację, wyszukiwanie meczy, ale przede wszystkim problemy z dźwiękiem. Nareszcie gra współdziała z telewizorami nie obsługującymi dźwięku 5.1. Nie zauważyłem również problemów ze znikaniem dźwięków otoczenia, więc jest nadzieja, że problem został na stałe wyeliminowany.
Poza tym gra wnosi wiele zmian w samych broniach i rozgrywce. Niestety, nie poprawia tak denerwującej latarki, ale - co gorsza - psuje kilka rzeczy.
Całkowicie zmieniono działanie celowników noktowizyjnych - teraz przy każdorazowym (!) użyciu jego uruchomienie trwa dobrych kilka sekund, a zakłócenia i zasięg są po prostu skandaliczne. Nie dość, że praktycznie poza szumami nie widać otoczenia, to postać przeciwnika zobaczymy na dystansie około 2, 3 metrów...
Nie rozumiem... Optykę tą można odblokować do każdej niemal broni w każdej klasie, zatem mógł jej używać każdy - tymczasem teraz jest ona po prostu bezużyteczna. Od czasu patcha nie spotkałem ani jednego gracza, który by jej używał.
W recenzji BF3 cieszyłem się niezmiernie ze słusznych zmian w aspekcie lotnictwa, a zwłaszcza śmigłowców, niestety, został wykonany kolejny krok w tył. Śmigłowce zostały ponownie wzmocnione, teraz dosłownie przygniatają ogniem, jednocześnie osłabiono wyrzutnię Stinger i Igłę. Przedtem pierwsze trafienie powodowało uszkodzenie pojazdu i dawało 100 punktów, teraz nie wyrządza większych szkód, a zestrzelenie śmigłowca z ziemi przy użyciu ręcznych wyrzutni jest praktycznie awykonalne. Samo namierzenie śmigłowca trwa tak niezmiernie długo, że przeciwnik najnormalniej w świecie odlatuje, skrywając się za jakąkolwiek przeszkodą, co powoduje przerwanie namierzania celu. Strącenie śmigłowca obrotowym karabinem graniczy z cudem - śmiem stwierdzić, że żeby dać się zestrzelić, trzeba być kompletnym nowicjuszem w dość wymagającym pilotowaniu maszyny i nie mieć odblokowanych żadnych dodatkowych umiejętności, jak flary czy maskowanie. Obecnie jedynym wrogiem dla tych maszyn są samoloty z naprowadzanymi pociskami - wszystko inne na ziemi to cele do bicia.
Prawdziwą „perełką” wśród bzdur nowej części BF’a jest fakt, iż helikopter jest nie do zestrzelenia przy pomocy działa czołgowego - wielokrotnie trafiałem śmigłowce w ten sposób i udawało mi się jedynie uszkodzić je pojedynczym trafieniem.
Kolejnym kuriozum są jednak miny, które wyświetlają się teraz na mini mapie. Tak, wrogie też, co oznacza, że stały się praktycznie bezużyteczne, bo mało kto teraz na nie wjeżdża.
Zmiany nie ominęły lotnictwa i tu znowu rozczarowanie: samoloty mogą teraz lecieć z naprawdę małą prędkością, co pozwala im niezwykle precyzyjnie niszczyć cele na ziemi. W dodatku samoloty, które potrafią zawisnąć w powietrzu stały się nowym utrapieniem respawnów. Maszyna tak po prostu wisi nad ziemią i niszczy wszystko, co się rusza. W dodatku ciężko ją zestrzelić przez fakt, że pociski z ręcznych wyrzutni najnormalniej się gubią i nie potrafią trafić w stojący w miejscu cel.
Z innych zmian: teraz rzucony przez snajpera respawn dla graczy z oddziału znika wraz ze śmiercią jego właściciela.
Słowem, patch dużo naprawia od strony technicznej i jeszcze bardziej psuje gameplay...
Patch przygotowuje też grę do nowego dodatku „Back to Karkland”. Niestety, poza nowym trybem wyzwań, w którym odblokowujemy nowe „zabawki”, wykonując mini zadania, dodatek jest bardzo miałki i nijaki, mapy są nieciekawe, monotonne i stanowczo za duże. Gracze się po prostu szukają, a tryb podboju różni się na nich jedynie odrobinę. Teraz jedna drużyna się broni i od początku kontroluje wszystkie cele, natomiast strona atakująca ma za zadanie przejąć je, dysponując straszliwą przewagą w sprzęcie.
Krótko mówiąc - dodatek jest nieciekawy, standardowe mapy są o wiele lepsze i - przynajmniej na razie - za cenę ponad 50 zł po prostu nie warto w to inwestować.
Ocena DLC: 5/10