Opinia dotyczy wersji na PS3.
“Might & Magic: Clash of Heroes” to niezwykle przystępna, banalna w założeniach i wciągająca jak bagno gra logiczna – układanka „match3” pozująca na strategicznego rpg-a.
Naszym polem rozgrywki jest plansza, na której widzimy własne jednostki bojowe i jednostki wroga, a także naszą i jego „linię życia” – zabawa polega na tym, żeby atakować linię wroga, a chronić swoją własną. Najprościej rzecz ujmując, chodzi o to, aby traktować dostępne jednostki (np. elfy łucznicy, rycerze w zbrojach, wróżki, zombie...) jak zwykłe kamienie w typowej grze „match 3” i łączyć je ze sobą kolorami. Zatem jeśli na ten przykład postawię w jednym rzędzie w pionowej linii trzech elfich łuczników jednakowego koloru, wejdą oni w stan gotowości i dla tej małej jednostki zacznie się odliczać czas do wykonania ataku (czas ten liczony jest w rundach, w których możemy poczynić określoną liczbę ruchów na planszy). Jeśli zaś ustawię ich poziomo, utworzą oni mur obronny. Ta zasada – ustawiania pionowo na atak i poziomo na obronę – dotyczy wszystkich podstawowych jednostek i właściwie streszcza całą ideę zabawy. Oczywiście, z biegiem czasu odblokowuje się nam dostęp do nieco bardziej złożonych jednostek (np. smok, gryf), które potrzebują ustawienia pod sobą dwóch par jednostek podstawowych jednego koloru. Gra jednak nie rozwija się ponad to - nie ma tu skomplikowanych układów ani zagrań, a banalna prostota sprawia, że całość spodoba się zarówno nowicjuszom w świecie wirtualnej rozrywki, jak i graczom weteranom.
Prościuteńkie zasady zabawy nie zmieniają się aż do napisów końcowych, ale zaznaczyć trzeba, że poziom trudności stale rośnie. Tu wychodzi na jaw rpg-owa strona tytułu, a mianowicie – potrzebna podnoszenia statystyk swoich jednostek. Jeżeli kogoś mierzi słowo „statystyki” i kojarzy mu się ono z niekończącymi się tabelkami, to spieszę go uspokoić, że „Clash of Heroes” powstawało jako gra łatwa i przyjemna, dlatego też całość uproszczona jest aż do przesady. Im więcej walczysz, tym silniejsze masz jednostki – ot, i cała filozofia. Jeśli więc jakiś przeciwnik jest dla Ciebie za silny, poświęć trochę czasu na przypadkowe walki ze słabszymi od siebie (poza „bitwą” poruszamy się po jednej z pięciu krain – z polami niby z gry planszowej, gdzie możemy rozmawiać z innymi postaciami, zakupywać poszczególne jednostki, podnosić ich doświadczenie właśnie w przypadkowych walkach i po prostu śledzić fabułę). Piąty poziom wyznacza maksimum możliwości – w końcu to lekka i odstresowywująca gra dla wszystkich, a nie tytuł dla fanów nabijania leveli w nieskończoność.
Całość podzielona jest na pięć kampanii: w każdej kierujemy krokami innego bohatera i dostajemy do dyspozycji inne rodzaje jednostek. Jako elfka mamy więc na usługach łuczników, wróżki i jednorożce, rycerz ma dostęp do gryfów i smoków, zaś jako duch wydajemy rozkazy nieumarłym i wampirom.
Gra jest przecudnie kolorowa, a projekty jednostek cieszą oko - kreskówkowy styl dobrze pasuje do soczystych, nasyconych kolorów. Muzyka (orkiestra i chór!) jest bardzo dobra, ale po którejś potyczce pod rząd zaczyna nużyć – stanowczo przydałoby się większe urozmaicenie.
Jeśli już można na coś narzekać, to na częste loadingi oraz ostatnią kampanię, która sprawia wrażenie, jakby twórcy zmęczyli się własną grą i chcieli ją jak najszybciej skończyć .
Oprócz trybu fabularnego dla pojedynczego gracza dostępne są jeszcze „quick battle”, czyli szybki pojedynek z konsolą, oraz multi: offline i online. Dane mi było przetestować jedynie tryb fabularny, ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nawet gdyby był on jedynym trybem w ogóle, warto byłoby zainwestować w „Clash of heroes” – to 30 godzin wyssane z życia jak nic!
Polecam!