Pytanie: Czyż „Limbo” nie jest przygnębiające?
Moja reakcja podczas grania: Buahahaha! Odpadła mu głowa!
Zdumiewające, jak wielka liczba osób dała się nabrać na „Limbo” – tzn. uwierzyła, że gra ma głębię, przesłanie, czy w ogóle jakąkolwiek fabułę, a przy tym uznała, że jest to tytuł ze wszech miar innowacyjny.
Prawda o „Limbo” jest taka, że fabuły nie ma w niej za grosz, a sugestia, że w ogóle mogłaby tu być jakakolwiek historia, jest tak eteryczna, że trudno się nadziwić, jakim cudem tak wiele osób dało się ponieść wrażeniu - wywołanemu charakterystyczną, ale wcale nie porywającą ani odkrywczą oprawą (i z lekka prowokacyjnym tytułem) – że obcują z co najmniej wybitnym dziełem sztuki. „Limbo” nie tylko nie opowiada żadnej historii (a jedynie może sugerować istnienie jakiejkolwiek – i to też niezbyt zręcznie), ale nie jest też pod żadnym względem innowacyjne – nie znajdziemy w nim niczego, czego nie miałyby już przeróżne tytuły – amatorskie czy nie – tworzone we flashu.
Gra sprzedawana jest jako platformówka, ale w rzeczywistości jest to „puzzle game”, czyli tytuł składający się z serii łamigłówek wymagających odrobiny zręczności – musimy przestawiać dźwignie, ustawiać skrzynki, by dostać się w określone miejsca, wciskać guziki, odwracać bieg kółek zębatych, itd. Gra opiera się na metodzie prób i błędów – co chwila mierzymy się z nową łamigłówką: jak dojść do kolejnej drabinki, jak przetransportować toczącą się oponę w określone miejsce, jak dosięgnąć zbyt wysoko zawieszonej liny... Będziemy ginąć często i gęsto, bo przedstawiony świat cieni najeżony jest śmiertelnymi niebezpieczeństwami – atakują nas wielkie pająki, masakrują pułapki na zwierzęta, razi prąd... Ponieważ całość toczy się w szarym świecie rozmytych cieni większość zagrożeń odkryjemy... gdy już nas zabiją. Mimo oprawy, dzięki której niewiele widać – w paru miejscach nawet prawie że nic - gra nie pozostawia nam żadnych wątpliwości, że główny bohater umiera krwawo i okrutnie. Możliwe jest włączenie filtra, który oszczędzi nam widoku jego rozszarpywanego ciała, ale można go uruchomić jedynie z rozpoczęciem nowej gry.
Co do samego okrucieństwa śmierci, przyznam, że osobiście śmieszyło mnie ono – bo doprawdy trudno znaleźć grę, w której seria z karabinu maszynowego odrywa postaci głowę i odrzuca ją od ciała jak piłkę. Poza tym idiotyczne jest to, że postać idzie na dno jak kamień (podczas gdy inne ciała od razu wypływają!) i nawet przez chwilę nie miota się w wodzie. Nie ma też szansy na to, by choć spróbować z niej wyskoczyć.
Co można policzyć na plus „Limbo” to to, że mimo wszystko ma swój charakter i że bardzo wciąga. Nie jest zbyt trudna, a przy tym ładnie się prezentuje, całkiem dobrze brzmi i tak po prostu - dostarcza rozrywki. Wadą jest jej cena – za te pieniądze powinna być dłuższa.