Wydawałoby się, że „Yu-Gi-Oh!” na PSP, a więc na systemie, który technicznie przewyższa DS-a, wyniesie w końcu serię na nowy poziom, przynajmniej w kwestii oprawy. Niestety, nadzieje fanów okazały się płonne...
Bo i owszem – jest ładnie, kolorowo, bardzo kreskówkowo (gra obraca się wokół serii mang i anime „Yu-Gi-Oh! 5D”) i wszystko wydaje się być na swoim miejscu (choć ciężko się zachwycać światem sklonowanych NCPów). Ale co nam po ładnej oprawie, gdy jest tak wiele problemów, których cukierkowy wygląd nie przypudruje?
Pierwszy z nich to lagi. Straszne, okropne lagi, zwiększające się wraz z liczbą kart wyłożonych na planszy. Owszem, grom na DS-a również zdarzało się spowolnić, a nawet przystanąć, ale nigdy nie działo się to na skalę, jakiej doświadczamy, grając na PSP! Powiem tylko, że nierzadko przyjdzie graczowi zastanawiać się, czy gra jeszcze myśli, czy też już się zawiesiła.
Drugim problemem jest AI przeciwników. Gra ewidentnie oszukuje i widzi nasze karty. Owszem, ten problem też przewijał się przez poprzednie edycje gier na innych konsolach, ale tu jest to szczególnie uciążliwe, ponieważ rozgrywka skupia się na graniu parami.
I to jest trzeci problem – „tag force”, czyli pojedynki dwóch par. Nawet w bardzo dobrym „WC2008” wymagający przeciwnik w momencie, w którym stawał się naszym partnerem, doznawał automatycznego zidiocenia. Nie przypominam sobie jednak, by był aż taką kulą u nogi, jaką jest on w „Tag Force 4” właśnie! Trudno się pozbyć wrażenia, że jego jedynym celem jest całkowita porażka naszej drużyny. Doprawdy, nie szczędzi on wysiłków, by usunąć z planszy nasze najmocniejsze karty i wystawić nas całkowicie na ataki przeciwnika. W poprzednim częściach „Tag Force”, gracz mógł widzieć karty rozgrywane przez tego tak zwanego partnera. Myślę, że w czwórce celowo pozbyto się tej możliwości, żeby gracz nie dostawał białej gorączki na widok tego, co też to nieszczęsne AI wyrabia. A i bez tego szkodzi nam srodze.
Czwarty problem to menu zarządzania talią – jest skrajnie niewygodne, a muzyka przygrywająca w tle iście irytująca (z początku zdawało mi się nawet, że moje PSP się popsuło! – któryś z twórców wpadł bowiem na genialny pomysł zilustrowania menu bezsensownym trzaskaniem).
To nie jest tak, że w TG4 w ogóle nie da się grać. Pojedynki jeden na jednego wciąż potrafią dać wiele przyjemności, a tym samym zawłaszczyć sobie wiele godzin z życia gracza - zwłaszcza, że do dyspozycji mamy aż cztery tysiące kart. Problem jest taki, że poza partyjkami jeden na jednego, gra stanowczo zbyt wiele od nas wymaga w kwestii cierpliwości i dobrego humoru.