Pierwszy sezon
interaktywnego filmu „Walking Dead” rozczarował mnie zaskakująco małą ilością
grozy (zombiaków), nudnym, nadzwyczaj przewidywalnym scenariuszem i
idiotycznymi postaciami, które tylko drażniły swoim nieracjonalnym zachowaniem.
„Season two” niestety nie oferuje niczego lepszego. Scenariusz jest tak słaby i
nieporadny, że trudno uwierzyć, iż nie mamy do czynienia z fanfikiem pisarza
amatora. Twórcy tak bardzo cierpieli na brak jakichkolwiek sensownych pomysłów,
że wrzucili nam postać czystego psychopaty, nie kłopocząc się tworzeniem
chociażby złudzenia psychologicznej głębi.
Najbardziej
irytuje nie przewidywalna fabuła i postaci, których śmiercią nie można się
przejąć, tak są nam obojętne, ale totalnie irracjonalne zachowania bohaterów,
których jest chyba jeszcze więcej niż w pierwszym sezonie. Muszę dbać o
niemowlę? Usiądę z nim na śniegu, z dala od ognia. Dwie dziewczynki zostają
same w domku w lesie? Po co miałyby sprawdzać, czy drzwi są zamknięte? Trzeba
przemyć i opatrzyć okropną ranę i będzie boleć jak diabli? Niech opatrywany
trzyma niemowlę przy sobie, choć jest mnóstwo innych osób dokoła. Trzeba
udowodnić, że koleś nie panuje nad sobą i nie można z nim zostawić dziecka?
Zostawmy niemowlę w aucie, na terenie, gdzie szaleją zombiaki, które bez trudu
wdzierają się przez samochodowe szyby. Nie wiemy, czy dziewczynkę ugryzł pies
czy zombiaki? Zamknijmy wyczerpane dziecko w szopie na zimnie z nieoczyszczoną
raną i zobaczmy, czy dostanie zombiakowej gorączki (bo nie dostaje się
normalnej gorączki od głodu, chłodu i zainfekowanych skaleczeń, prawda?). Tytuł
jest wręcz najeżony podobnymi idiotyzmami. Wydaje mi się, że w podobnych
produkcjach chodzi o przywiązanie się do bohaterów i przeżywanie wraz z nimi
ciężaru walki o przetrwanie. Nie jest to jednak możliwie, gdy są oni zbyt
głupi, by żyć – nie tylko w czasach zombie apokalipsy.